poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Konkurs z mokradłem


Egzemplarz "Morderstwa na mokradłach" można wygrać w konkursie organizowanym przez Zbrodnicze Siostrzyczki - więcej szczegółów TUTAJ
Mokradłowy konkurs trwa do 15 września.
Powodzenia!

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozmowy blogerów z Saszą Hady



Największym mankamentem dość uprzywilejowanej poza tym sytuacji debiutanta jest to, że nikt nic o nim nie wie. Oczywiście najlepszą wizytówką każdego autora jest jego książka, ale "Morderstwo na mokradłach" ukazało się stosunkowo niedawno i nie wszyscy mieli okazję się z nim zapoznać. A zanim zdecydujecie się na lekturę, być może będziecie się zastanawiać, kim w ogóle jest ta cała Sasza Hady.
Dzięki konkursowi na wywiad zorganizowany przez Syndykat Zbrodni w Bibliotece i Oficynkę blogerzy mieli szansę dowiedzieć się o Saszy bardzo wiele, może nawet za dużo ;-)
Dla mnie zaś była to (i jest) świetna okazja, żeby lepiej Was, blogerów, poznać. Rozmawiało mi się z Wami bardzo miło i naprawdę bardzo się cieszę, że każdy z Was zostanie nagrodzony. Dziękuję za zainteresowanie i życzę Wam wielu udanych wywiadów z różnymi autorami.

Rozmawiałam:

O kompromitujących rodzinnych historiach, dzieciństwie na leśniczówce i bajkach - z Molioo na na blogu Czytając świat

O prywatnych śledztwach, literackich wzorach do naśladowania i zwykłym dniu Saszy - z Miqą-Detektywem na blogu Miqaisonfire

O własnym miejscu na ziemi, inspiracjach i ulubionych klasykach kryminałów - z Panną Zuzanną na blogu Pannazuzanna

O marzeniach na przyszłość, wprawkach literackich, które poprzedziły narodziny "Morderstwa na mokradłach" i adresie Sherlocka Holmesa - z Dusią na blogu Mój świat

O wrażeniach po napisaniu książki, postaciach kobiecych w "Morderstwie na mokradłach" i najlepszym miejscu do pisania - z Nightingale na jej blogu Nightingale

O pseudonimach literackich, przygodach w Gruzji i planach na daleką przyszłość, obejmujących - z jakiegoś powodu - lisy i Jacka Danielsa - z Finkąą na blogu Poduszkowietz 

O tym, czy pisanie książki jest przyjemnością czy zabawą, o reakcjach moich znajomych i przekleństwach nieśmiałości - z Elen na blogu Magic of words

O okładkach kryminałów, Joe Alexie i moim blogowym nicku - z twórcą bloga Tramwaj nr 4

O romansach, wyprawie na angielską prowincję i pułapkach schematu - z Abigail na blogu Spędzam życie wsunięta między kartki książek

O tym, dlaczego nie przepadam za thillerami, o metodach pracy nad książką i ulubionym książkowym detektywie - z Shirleyek na blogu Z książką w wannie 

O przepisie na udaną książkę, ulubionych blogach i książkach, których nie lubię - z Karribą na blogu W bibliotece Karriby

O oazach, spotkaniach z naturą i pisaniu do szuflady - z Ejotkiem na blogu Ejotkowe postrzeganie świata 

Przypominam, że konkurs na wywiad z Saszą ciągle trwa!

Drive (Kuzynka Sasza wyjątkowo o filmie!)



Drive
USA, 2011, czas trwania: 1:40 h
Reżyseria: Nicolas Winding Refn
Scenariusz: Hossein Amini
Występują: Ryan Gosling, Carey Mulligan, Christina Hendricks, Ron Perlman
Na postawie powieści Jamesa Sallisa

Jak przyznałam się w jednym z wywiadów, moim ulubionym filmem jest Leon Zawodowiec. Dodam, że nie tylko ulubionym, ale też wyczekanym.
Kiedy byłam mała, moja dużo-starsza-siostra miała wypożyczalnię kaset wideo, która jawiła mi się jako przestrzeń rajska. To znaczy niektóre rzeczy były zabronione. Rozumiałam, dlaczego nie mogę oglądać pewnych filmów, natomiast tajemnicą pozostawało dla mnie, czemu zakaz obejmuje też Leona Zawodowca. „To nie jest film dla małych dziewczynek” powtarzała moja siostra, robiąc filmowi Luca Bessona reklamę na całe moje życie. Kiedy wreszcie mogłam sama decydować, co mi wolno, obejrzałam Leona z wypiekami na twarzy i zapartym tchem (wersję niereżyserską, zaznaczam; director’s cut w tym wypadku to moim zdaniem jakaś pomyłka).  
Na Drive nie musiałam wcale czekać. Któregoś letniego wieczora zostałam po prostu usadzona przez parę moich przyjaciół przed ich wielkim, nowym telewizorem i uraczona sporą dawką min Ryana Goslinga. Chociaż niektórzy uważają, że w tym filmie prezentował tylko jedną minę, o taką:



Nie byłam nigdy fanką tego aktora i dalej nie jestem – więc można uznać, że moja opinia o Drive jest obiektywna.
No więc byłam zachwycona. W pierwszej chwili pomyślałam, że to taki nowy Leon Zawodowiec – film kultowy z rodzaju tkliwych i drapieżnych jednocześnie, taki, który niezaprzeczalnie służy rozrywce, ale jednak jakoś tak klei się do serca. Ale Drive jest mniej dziecinny niż Leon, lepiej dopracowany i nowocześniejszy (ale w dobrym tego słowa znaczeniu).
Drive to film bardzo ciemny i nie chodzi o to, że większość wydarzeń rozgrywa się w nocy albo w słabo oświetlonych pomieszczeniach, windach, garażach. Chociaż to też ma swoje znaczenie, oczywiście. Drive ma w sobie jakąś taką podskórną mroczność, którą widz się od razu zaraża – to pulsująca ciemność miasta, którą żarzące się neony tylko podkreślają. Jest to mrok ekscytujący, niebezpieczny, tajemniczy i groźny – tak jak główny bohater filmu.

Pozornie mamy tu do czynienia z bardzo prostą historią: gangsterskie porachunki, pościgi, napady, parę trupów. A na tle tego wszystkiego intrygująca opowieść o rodzącym się nieśmiało uczuciu. Na pewno część „kultowości” Drive opiera się właśnie na tym kontraście między mrocznym życiem miasta a zwyczajną codziennością. Życie męża Irene przypomina może słaby film sensacyjny (bo Standard żadnym bohaterem nie jest), ale ona na co dzień musi zrobić zakupy, zajmować się dzieckiem…  Ta słoneczna prostota, bezpieczna zwyczajność przyciągają Kierowcę, który w pewnym momencie orientuje się, że tę enklawę normalności trzeba chronić. Ale czy właśnie on nadaje się na stróża spokoju i bezpieczeństwa rodzinnego ogniska?

W Drive niewiele się mówi, chociaż rozmawia się całkiem sporo – po prostu większość tych dialogów obywa się bez słów. Wymiany spojrzeń, nagłe zmiany atmosfery, przyśpieszający puls, wszystko to ma swój ciężar znaczeniowy i sprawia, że Drive aż iskrzy napięciem. Z drugiej strony kiedy wreszcie bohaterowie zdecydują się coś powiedzieć na głos, to choćby były to zupełnie zwyczajne słowa, natychmiast nabierają głębi. I to właśnie wypowiedzi bohaterów najlepiej ich określają – jest tak zarówno w przypadku Irene, Berniego, Blanche (w tej roli wspaniała Christina Hendricks), jak i Nino czy Standarda Gabriela, człowieka jednego żartu (nie swojego zresztą). Z tego co i w jaki sposób mówią, możemy się domyślić mgliście całej ich życiowej historii.



Drive to film bardzo subtelny, pełen niedopowiedzeń i urwanych słów, które giną gdzieś na obrzeżach okalającej cały filmowy świat ciemności – a jednocześnie bardzo brutalny. Ja miałam to szczęście, że przy oglądaniu mogłam liczyć na wskazówki w rodzaju: „A teraz lepiej zamknij oczy. I uszy może też zatkaj”, jednak ci, którym podczas seansu nie będzie dane towarzystwo osób znających już film, powinni się psychicznie przygotować na sporą dawkę przemocy. Przy tym nie chodzi tu raczej o ilość, ale o jakość. Te mocne sceny poruszają tym bardziej, że są skontrastowane z momentami poetyckiego wręcz spokoju, w których do głosu dochodzą subtelnie przedstawione uczucia i emocje.



Tym, co może w przypadku Drive wywoływać kontrowersje, jest wspomniana już kultowość tego filmu. Otóż wydaje się, że ten film powstawał już jako kultowy, czyli właściwie o tym, że będzie właśnie taki, zdecydowali nie widzowie, lecz twórcy. Na pewno nie jest to film „zrobiony pod publikę”, ale te wszystkie kurtki ze skorpionami, miny Goslinga, te pościgi i strzelaniny, cała ta mroczno-neonowa demonstracyjność każe się zastanowić, czy głębiny Drive nie są płytsze, niż się zdaje. 
Moim zdaniem jest to celowy zabieg – widz powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czego tak naprawdę oczekuje od tego rodzaju produkcji i czy potrafi sam odróżnić kultowy autentyk od sprytnej podróbki.    
     
Podobnie mieszane uczucia może wywoływać główny bohater. Jaki jest? Co kryje się za tym jego milczeniem – łagodność czy bezwzględność? Luc Besson mówił, że tworząc postać Leona, chciał pokazać osiłka o wielkim sercu i mózgu kurczątka. Czy podobnie jest w przypadku bohatera Drive? Znowu musimy odpowiedzieć sobie na to sami.  

Poza wspaniałą obsadą kolejną zaletą filmu jest soundtrack. Uwaga – mocno uzależnia. Po kilkukrotnym przesłuchaniu go, nabrałam pewności, że podobał mi się nawet bardziej niż sam film. Nawet jeśli nie skusicie się na Drive, posłuchajcie. Potem już będziecie musieli to obejrzeć.

Real Hero, Electric Youth & College - posłuchaj na You Tube

Jeśli chodzi o zakończenie, dla mnie było całkowicie satysfakcjonujące. Zwykle nie przepadam za zakończeniami otwartymi, ale to naprawdę mnie przekonało. Ostatnie sceny Drive określiłabym jako bardzo prowokujące – są wyzwaniem zarówno dla naszego cynizmu, jak i naszej naiwności. 



Agatha Raisin i wredny weterynarz - M.C. Beaton

M.C. Beaton,
Agatha Raisin i wredny weterynarz
tłum. S. Jan
Edipresse
Warszawa 2012

W Carsely w urokliwym angielskim Cotswolds zostaje otwarta nowa przychodnia weterynaryjna. W tak małej miejscowości już samo to dostarczyłoby plotek na cały tydzień, tymczasem – ku radości wszystkich okolicznych starych panien – okazuje się na dodatek, że świeżo przybyły weterynarz jest przystojnym, uwodzicielskim mężczyzną. Nie tracąc czasu, wszystkie damy z Carsely i okolic zakładają swoje najlepsze komplety bielizny wyszczuplającej, biorą Bogu ducha winnych pupili pod pachę i pędzą do poczekalni przychodni. Dosyć szybko robi się tam tłoczno. Wśród zamartwiających się tajemniczym i nagłym pogorszeniem się stanu zdrowia swojego zwierzaka jest również Agatha Raisin, zdecydowana wygrać ten wyścig. Skoro nie udało się z chłodnym Jamesem Laceyem… Paul Bladen, nowy weterynarz, wydaje się przynajmniej o wiele bardziej przystępny. Nawet zaprasza Agathę na kolację.
Tłumy w poczekalni zaczynają się jednak szybko przerzedzać. Wydaje się, że Bladen… nie lubi zwierząt. A niewiele jest rzeczy, które mogłyby tak skutecznie odstraszyć pełną nadziei starą pannę lub wdowę, jak brutalne traktowanie jej ukochanego zwierzątka. O ile jednak nowy weterynarz nie ma dobrej ręki do piesków i kotków, o tyle świetnie radzi sobie ze zwierzętami gospodarskimi. Właśnie dlatego to jego lord Pendlebury prosi o przeprowadzenie zabiegu na jednym ze swoich wyścigowych koni. Zabieg niestety zakończył się śmiercią. Weterynarza.
Agatha Raisin, która już wcześniej miała przeczucie, że od Paula Bladena lepiej trzymać się z daleka, teraz zaczyna podejrzewać, że weterynarz mógł mieć jakichś wrogów, a jego przedwczesne zejście nie było wynikiem wypadku. Wspólnie z Jamesem Laceyem, szukającym wymówki, żeby tylko nie zasiąść do pisania swojej książki, rozpoczyna amatorskie śledztwo, próbując ukrywać je przed Billem Wongiem, zaprzyjaźnionym policjantem.
Agatha Raisin i wredny weterynarz to druga część popularnego cyklu M.C. Beaton, który niedawno zaczął ukazywać się w Polsce. Kolejne tomy, przykuwające uwagę bardzo udanymi, kolorowymi okładkami, możemy kupić co dwa tygodnie w każdym kiosku. Trzeba przyznać, że kryminały M.C. Beaton to dobra propozycja na wakacyjną lekturę – poręczne tomiki można zabrać ze sobą do pociągu lub na plażę i na kilka godzin przenieść się na spokojną angielską prowincję.
Bohaterka cyklu, Agatha Raisin, porównywana jest do panny Marple, co mnie wydaje się niejakim nadużyciem, działającym na niekorzyść samej Raisin. Dla mnie urocza stara panna, stworzona przez Agathę Christie, to przede wszystkim uosobienie dobrych manier, taktu, subtelnego poczucia humoru życzliwego zrozumienia dla ludzkich słabości i – oczywiście – ponadprzeciętnej inteligencji. Tymczasem Agatha Raisin bynajmniej nie grzeszy dobrym wychowaniem, wyrozumiałością czy wrodzoną elegancją angielskiej damy. Trudno też powiedzieć, że na co dzień jest szczególnie bystra (o pewnych brakach w tej kwestii świadczą niezliczone gafy, jakie popełnia). Co zatem sprawia, że Agatha Raisin jest dobrym materiałem na detektywa i – postać literacką? Otóż Agatha jest niebywale, zdumiewająco, kosmicznie wręcz wścibska i uparta. Kiedy raz wpadnie na trop zbrodni, nic nie zdoła jej powstrzymać. Jest jak rasowy pies myśliwski, który może na pierwszy rzut oka nie wydaje się ósmym cudem świata, ale gdy nadchodzi czas polowania, zostawia wszystkich daleko w tyle. Zaś to, że bywa małostkowa, próżna i infantylna, dodaje jej wiarygodności i jest rzecz jasna źródłem komizmu (niekiedy dość rubasznego). Podsumowując, Agathę Raisin trudno polubić od pierwszego wejrzenia, ale bardzo dobrze się o niej czyta.
M.C. Beaton pisze lekko – jak dla mnie momentami być może zbyt lekko. W świat jej książek nie da się głęboko zanurkować, tak jak w przypadku Marthy Grimes czy P.D. James. Trudno jednak tak naprawdę uczynić z tego zarzut – po pierwsze cykl o Agacie Raisin to trochę inna gałąź kryminalnego drzewa, o wiele bardziej nastawiona na lekturę dla czystej rozrywki, a do drugie – czy można mieć pretensje, że coś czyta się zbyt łatwo?     

wtorek, 21 sierpnia 2012

Konkurs z "Alfredem"!


Uwaga, uwaga!
Teraz w konkursie organizowanym przez ZwB i Oficynkę można wygrać egzemplarz "Morderstwa na mokradłach" i zapoznać się bliżej z przygodami Alfreda Bendelina!
Więcej szczegółów TUTAJ
Macie czas do 2 września :-) Powodzenia!