czwartek, 30 maja 2013

Scarlet - Marissa Meyer


Marissa Meyer
Scarlet (tom drugi Sagi Księżycowej)
tłum. Dorota Konowrocka
Literacki Egmont
Warszawa 2013
495 stron

Moim pierwszym odczuciem po skończeniu lektury Scarlet było rozczarowanie. Tak czekałam na drugą część, tak bardzo podobała mi się pierwsza! A potem przypomniało mi się, że moja babcia miała zwyczaj siedzieć przy stole i zjadać ciasteczka, lamentując i wzdychając przy każdym: Uch, ale niedobre, niedobre… dopóki nie zjadła ze smakiem wszystkich. No więc uczciwie muszę przyznać, że pochłonęłam Scarlet błyskawicznie w pociągu relacji Warszawa–Kraków i całe to moje rozczarowanie i rozżalenie jest dosyć obłudne. Najbardziej bowiem zasmuciło mnie, że to już koniec – przynajmniej na razie.

Teraz, kiedy minęło trochę czasu, mogę ocenić drugi tom Sagi Księżycowej trochę bardziej obiektywnie. Z jednej strony Cinder podobała mi się o wiele, wiele bardziej, a z drugiej jako że Scarlet jest jej bezpośrednią kontynuacją i właściwie miałam wrażenie, że czytam kolejne rozdziały, a nie osobny tom, właściwie trudno je porównywać. Ale oczywiście i tak to zrobię ;-)

Otóż tym, co zgrzytało mi w Scarlet były postaci. Po prostu tak polubiłam dziewczynę-cyborga z pierwszej części, że to rudowłosej Francuzki w czerwonej bluzie z kapturem nie mogłam się przekonać. Wydaje mi się, że to dlatego, że postaci w pierwszym tomie zostały o wiele ciekawiej nakreślone i od razu budziły sympatię i zainteresowanie. Motywacje i uczucia Cinder są bardzo złożone, różnorodne, a często sprzeczne: powoduje nią nienawiść do macochy, poczucie wyobcowania, wstyd, strach przed zarazą, miłość do przybranej siostry, rodzące się uczucie do Kaia…

Na tle tej burzy emocji Scarlet wypada słabo, tym bardziej, że teoretycznie ma być wybuchową panną z charakterkiem (a tymczasem na początku jej wybuchy furii są mało przekonujące). Scarlet interesuje tylko jej zaginiona babcia, a potem tajemniczy Wilk, a poza tym trudno coś o niej powiedzieć. Wiemy, że w jej przeszłości kryją się jakieś tajemnice, że miała dość trudne dzieciństwo i żywi niejasną sympatię do słynnej skandalistki-cyborga. Hm, i tyle. Na szczęście sytuację ratuje Wilk, który wprowadza element zagrożenia, niepokoju i zagadki – niejednoznaczna relacja między nim a Scarlet wspaniale napędza fabułę.

Zastanawiałam się od samego początku, jak autorka wybrnie z tego problemu, żeby Wilk jednocześnie okazał się złym wilkiem i nie okazał (jak tu zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko – że wrócę do mojej babciowo-ciasteczkowej analogii, nomen omen bardzo pasującej do tematyki). Otóż wybrnęła brawurowo, ale przewidywalnie (takie samo zastrzeżenie miałam co do rozwiązania problemu tożsamości Cinder w tomie pierwszym). Na szczęście i ten mały minusik zginął w powodzi doskonałych pomysłów autorki – o ile finał tego zauroczenia nie był zaskakujący, o tyle wyjaśnienie różnych „dziwactw” Wilka ogromnie mi się podobało, bo dałam się zwieść i mogłam się potem cieszyć tą małą niespodzianką.

Pomijając problem postaci, na które można trochę ponarzekać (na Thorne’a narzekałabym dość długo, więc nawet nie zaczynam), wszystkie zalety pierwszej części widzę i w drugim tomie: przystępny język (bardzo dobrze oddany w polskim tłumaczeniu), zawrotnie szybka i wciągająca akcja, oryginalna interpretacja znanego baśniowego motywu, fabularny rozmach, odpowiednia proporcja tajemnicy, makabry i humoru.
Druga część sagi wyjaśnia kilka zagadek, z którym zostawiła nas część pierwsza (dowiadujemy się na przykład sporo o przeszłości Cinder i jej operacji), ale oczywiście dokłada kilka nowych i budzi wyraźne uczucie niedosytu. Marisso, daj więcej tych ciastek i niech następnym razem będzie więcej Cinder!

Nota wydawcy:
Drogi Cinder i Scarlet krzyżują się w chwili, w której Ziemia zostaje zaatakowana przez Lunę... Cinder, dziewczyna cyborg zarabiająca na życie jako mechanik, próbuje wydostać się z więzienia, choć wie, że jeśli jej się uda, stanie się najbardziej poszukiwanym zbiegiem we Wspólnocie Wschodniej. Po drugiej stronie kuli ziemskiej ginie babcia Scarlet Benoit. Okazuje się, że Scarlet nie miała świadomości wielu związanych z nią spraw ani śmiertelnego zagrożenia, w którym żyła. Kiedy spotyka Wilka, mającego prawdopodobnie wiadomości o miejscu pobytu babci, czuje powstającą między nimi więź, choć nie potrafi przełamać nieufności. Wspólnie rozwiązują zagadkę, ale wówczas los zderza ich z Cinder przynoszącą nowe pytania bez odpowiedzi. 


Z nienaturalnych przyczyn - P.D. James

P.D. James
Z nienaturalnych przyczyn
tłum. Barbara Kopeć-Umiastowska
Wydawnictwo Buchmann
Warszawa 2012


Moje kolejne spotkanie z P.D. James okazało się bardzo udane i coraz bardziej doceniam jej wyrafinowanie prosty, niekiedy wręcz surowy styl, który łagodnieje, gdy narrację zabarwia poetycka wyobraźnia głównego bohatera. Z nienaturalnych przyczyn należy do krótszych książek z cyklu o Adamie Dalglieshu i potwierdza moją roboczą tezę, że w przypadku James te mniej obszerne tomy charakteryzują się lepszą kompozycją.

Tak jak w Zakryjcie jej twarz, nadinspektor Scotland Yardu wyjeżdża do małej wioski, jednak tym razem nie sprowadza go tam prowadzone śledztwo – udaje się do Monksmere w Suffolk, aby odwiedzić swoją ulubioną ciotkę Jane. Dalgliesh i ciepłe rodzinne uczucia? Brzmi trochę nieprawdopodobnie, prawda? Owa zażyłość między policjantem i starą panną pasjonującą się ornitologią ma źródło w podobieństwie ich charakterów – Jane Dalgliesh w niczym nie przypomina uroczej staruszki w typie panny Marple. Postać ciotki Adama wzbudziła moją sympatię i była moją najmocniejszą kandydatką na morderczynię (nie, nie zdradzę, czy miałam rację!) – i przez to zdałam sobie sprawę, że często, gdy podejrzewam któregoś z bohaterów, robię to z czystej sympatii i uznania dla jego inteligencji ;-)

Tak więc Dalgliesh wyjeżdża do pięknej nadmorskiej miejscowości, aby odpocząć po rozwiązaniu trudnej sprawy i zastanowić się nad swoim życiem: a konkretnie, czy warto je zmieniać, by ożenić się z ekscentryczną Deborah Riscoe. Oczywiście nic z tych planów nie wyjdzie – w Suffolk na Dalgliesha już czeka trup. Należy dodać, że to dość nietypowy nieboszczyk, który po śmierci spędza czas bardzo aktywnie: wybiera się na wycieczkę łódką. Muszę powiedzieć, że pierwsza scena książki, w której opisano właśnie żeglującego beztrosko trupa zrobiła na mnie takie wrażenie, że długo nie mogłam się zdecydować, aby czytać dalej – zmotywowało mnie dopiero wyzwanie Czytamy kryminały, bo akcja Z nienaturalnych przyczyn rozgrywa się właśnie w małej miejscowości.

Monksmere to bardzo ciekawa osada z rodzaju snobistycznych: mieszka tam kilku pisarzy i krytyk teatralny – ogółem bardzo barwne grono. Nigdy nie byłam w Suffolk, więc trudno mi stwierdzić, czy rzeczywiście jest to najpiękniejszy zakątek Anglii (w kilku innych znanych kryminałach wychwala się wszak plaże Devonu), ale opisy w książce James przekonująco oddawały jego dziki, nieco niebezpieczny urok – a raczej oddawałyby, gdyby były nieco bardziej urozmaicone. Niestety powtarzały się bez przerwy mało odkrywcze wzmianki o kontraście między spokojem solidnie zbudowanego, ciepłego domu a szaleństwem burzy i wichru na zewnątrz – tak natrętnie, że w końcu mnie to zirytowało. Być może jest to niedopatrzenie redakcyjne: te fragmenty są do siebie tak podobne, że całość tekstu na pewno skorzystałaby na wycięciu ich, tak żeby pozostał tylko jeden, który wtedy na pewno silniej działałby na wyobraźnię.

Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń do Z nienaturalnych przyczyn: James jak zwykle sprawnie buduje intrygę, wprowadza ciekawe, oryginalne postaci, starannie kreśli ich portrety psychologiczne i fachowo, bezlitośnie podpuszcza i zwodzi czytelnika. Największe wrażenie zrobiły na mnie obserwacje dotyczące kalekiej Sylvii Kedge oraz sposób, w jaki Dalgliesh dochodzi do rozwiązania zagadki morderstwa. Tak mi się podoba ten ostatni fragment, że zamieszczam go poniżej, zachęcając jednocześnie do sięgnięcia po kryminały P.D. James – bo naprawdę warto.

Dziesięć minut później Dalgliesh zaparkował w cieniu przydrożnego żywopłotu i ułożył się w samochodzie tak wygodnie, jak to tylko było możliwe dla kogoś o jego wzroście. […] Obudził go grzechot żwiru o maskę i wysokie zawodzenie wiatru. Zegarek wskazywał piętnaście po trzeciej. Zaczynała się wichura i nawet pod osłoną żywopłotu samochód lekko się kołysał. […] opierając się o drewniane ogrodzenie, stanął twarzą do wiatru, którego siła zaparła mu dech w piersiach, i spojrzał przed siebie na mroczne, płaskie pola. Czuł się jak wówczas, gdy jako mały chłopiec jeździł na samotne rowerowe wycieczki i wychodził z namiotu na nocne spacery. To była jedna z jego największych przyjemności, owo poczucie całkowitego osamotnienia, polegające nie tylko na tym, że nie miał towarzysza, ale i na tym, że nikt na całym świecie nie wiedział dokładnie, gdzie się znajduje – samotność nie tylko ciała, ale i ducha. Zamknąwszy oczy, czując w nozdrzach głęboki aromat mokrej trawy i ziemi, potrafił prawie wyobrazić sobie, że znów jest dzieckiem; zapach i noc, i radość były te same.
Pół godziny później znów ułożył się do snu. Ale zanim zapadł w pierwszą strefę nieświadomości, coś się stało. Rozmyślając sennie i bez napięcia o morderstwie Setona, nagle, niewytłumaczalnie, wpadł na pomysł, jak można było tego dokonać.
(str. 210–211) 


Nota wydawcy:
Długie spacery brzegiem morza, odpoczynek przy kominku z kubkiem gorącej herbaty – tak miał wyglądać zasłużony urlop Adama Dalliesha, błyskotliwego nadinspektora Scotland Yardu, który już od dawna cieszył się na myśl o wizycie u ciotki mieszkającej w spokojnej miejscowości w hrabstwie Suffolk. Dziwnym trafem dzień wcześniej miejscowa policja znajduje zwłoki autora kryminałów, pływające w łódce przy brzegu. Mają obcięte w przegubach dłonie. Wszyscy mieszkańcy są podejrzani...

Przeczytane w ramach wyzwania Czytamy kryminały etap maj/czerwiec

środa, 15 maja 2013

Dziesiąte urodziny Hokus-Pokus i moje Top 5


Jedno z moich ulubionych wydawnictw obchodzi właśnie dziesiąte urodziny i dlatego postanowiłam przygotować subiektywną listę the best of Hokus-Pokus. Ograniczę się do pięciu tytułów, chociaż najchętniej napisałabym o piętnastu ;-) 

1. Dorota Matloch, Agata Juszczak, Co krasnale mają w nosie


To przewodnik po obyczajach krasnoludków i krasnalic - zabawny, a przy tym niezmiernie pouczający. Bezlitośnie obala narosłe przez lata stereotypy i przedstawia prawdziwy obraz życia krasnali od dziecięctwa po dorosłość (u krasnali pojęcie starości nie istnieje; i bardzo słusznie). 
Niewiele jest moim zdaniem książek dla dzieci, w których tak pięknie współgrają ze sobą wszystkie elementy. Zakręcone, jazgotliwe ilustracje Agaty Juszczak tworzą atmosferę radosnego absurdu, dowcipny tekst Doroty Matloch zapada w pamięć dzięki oryginalnym konceptom, a projekt autorstwa Big Design po prostu rzuca na kolana i turla po trawie. Chyba największe wrażenie robi na mnie to ostatnie - sama trochę składam (tak to ostrożnie ujmę) i wiem przynajmniej tyle, że tak fajne layouty to prawdziwa rzadkość. No po prostu perełka nad perełkami!

2. Wolf Erlbruch, O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę


To ulubiona książeczka mojego Gruzina, jedna z pierwszych, które przeczytał po polsku. Historia pewnego niecodziennego dochodzenia, w której detektywem jest przesympatyczny, acz pechowy kret. 
W swoim czasie ta książeczka narobiła sporo szumu w mediach - no bo jak to tak: o kupie? Potem kupa w książkach dla dzieci przestała szokować, a nawet tyle się tego narobiło (nomen omen), że zaczęło nudzić... a kret Erlbrucha dalej podbija serca najmłodszych! 

3. Wolf Erlbruch, Gęś, śmierć i tulipan


O tej książce już pisałam na blogu tutaj, więc tylko powtórzę, że to piękna i mądra opowieść z oryginalnymi ilustracjami i przestrzenią do rozmyślania i intepretowania. 

4. Marjolijn Hof, Mała szansa


Czytałam tę książkę jakiś czas temu i zauważam, że do mnie wraca i myślę o niej od czasu do czasu - pewnie dlatego, że nie umiem sobie odpowiedzieć na pytania, które zadaje: o prawo do własnych wyborów, nawet kosztem rodziny, o wolność okazywania uczuć, o to, jak radzić sobie ze strachem o najbliższych, o próbach zapanowania nad światem i iluzji, że to naprawdę możliwe. 
Historia Kiki, czekającej, aż jej tata-lekarz wróci z wojny, napisana jest lekko i prosto, ale poruszająco. Myślę, że warto podsuwać takie książki dzieciom i czytać je razem z nimi - nie ma tu zbędnego moralizowania, tylko autentyczne emocje. 

5. Olga Woźniak, Patryk Mogilnicki, Brud


Na początku podobał mi się tylko tekst tej książeczki - bo brud jest naprawdę fascynujący i pobudza dziecięcą fantazję (zwłaszcza dzieci o zacięciu naukowca). Pamiętam, jak dawno temu w dzieciństwie oglądałam program o żyjątkach, które mieszkają w ludzkich brwiach, brrr! ;-) Bardzo fajny temat i świetne podejście do sprawy. 
Jeśli chodzi o ilustracje, musiałam się do nich przekonać, bo nie od razu do mnie trafiły. Potem jednak chyba do nich "dorosłam" (to trochę tak jak z aktorami charakterystycznymi: najpierw się człowiek dziwi, jak to można mieć taki nos, a potem roztkliwia się nad nim w nieskończoność, jaki oryginalny;-)) Z tego, co słyszałam, dzieciaki zwykle nie mają takich problemów i akceptują cały Brud bez mrugnięcia okiem - a potem biegną zamrażać swoje pluszaki (czemu? więcej o tym w książce!).

Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym wydawnictwie (wydaje mi się to prawie niemożliwe, ale kto wie...), polecam szczerze wszystkie książki Hokus-Pokus. Tutaj jest strona wydawnictwa.  

  


Zmowa długowłosych czyli wiosenne dywagacje nie do końca serio

Zwykle staram się tu trzymać recenzji książek, ewentualnie filmów, ale wiosna szaleje, więc trochę luzu nie zaszkodzi. Tak przypuszczam ;-) 



Rzecz będzie o włosach. Otóż ostatnio zauważyłam, że panuje konsekwentna moda na fryzurę a la Roszpunka. Jadę sobie tramwajem nr 6 (chciałam przy okazji pozdrowić Oisaja z tramwaju nr 4!;-)) i liczę. I wychodzi mi, że przeważająca, przytłaczająca, przyduszająca większość bardzo młodych kobiet (no tak od 14-stu do 30-stu lat) nosi teraz długie albo baardzo długie włosy, najczęściej rozpuszczone. Do ramion, do łopatek, do pasa. Wygląda to ślicznie, ale nie daje mi spokoju pytanie: co one, umówiły się trzy lata temu: "hej, panienki, zapuszczamy i wiosną 2013 damy czadu!"?? O ile modę na krótkie włosy można zorganizować dość szybko, o tyle w drugą stronę - ciężko. 

Nie ukrywam, że widok tych wszystkich loków, pukli, lwich grzyw napawa mnie pewną zazdrością (dziś na dodatek zobaczyłam w tramwaju rudowłosego młodzieńca, który mógłby sobie spleść warkocz jak khal Drogo...), ale też przekorą. Im więcej widzę tych kilometrów włosów, tym większą mam ochotę obciąć się na jeża. Kiedyś miałam taką fryzurę przez pięć lat, więc wiem, że to nie boli ;-) Ale z drugiej strony... może by romantycznie pozapuszczać...? Tylko czy ta moda utrzyma się do 2016? ;-) 

Nawiasem mówiąc, strasznie lubię disneyowskich Zaplątanych. Nie chodzi nawet o włosy - pierwszy raz stworzono bohaterkę, która mamrocze i mówi niewyraźnie ;-) Mnie, w porywach mojej naddźwiękowej polszczyzny, rozumie czasem tylko jedna osoba ^^   

Będę bardzo wdzięczna, jeśli podzielicie się w komentarzach swoimi obserwacjami - czy mnie się tylko wydaje, czy naprawdę długowłosi spiskowcy opanowali ulice? A może tylko w Krakowie tak ich pełno? 
W każdym razie uznaję, że poziom mojej satysfakcji estetycznej w drodze do pracy wyraźnie wzrósł dzięki tym wszystkim Roszpunkom :-)     

   

czwartek, 2 maja 2013

Wyniki konkursu


Tadadadaaam! Wczoraj szczęśliwa ręka mojego Gruzina wylosowała szczęśliwy bilecik:






Gratulacje! :-)

Z zaproponowanych dziesięciu tytułów Nessie wybrała: Terry Pratchett, Stephen Baxter "Długa Ziemia",  Caroline Graham "Duch w machinie", Salman Rushdie "Czarodziejka z Florencji", Kira Izmajłowa "Mag niezależny, Flossia Naren cz. 1" oraz Lis Wiehl, April Henry "Ręka fatum".

Poza nagrodą główną postanowiłam przyznać dwa niespodziankowe wyróżnienia. Wasze odpowiedzi bardzo mnie zainteresowały i wybór był bardzo trudny. Najchętniej nagrodziłabym wszystkich ;-)
Nagrody otrzymują:
Claire - ponieważ od razu nabrałam ochoty, żeby przeczytać książkę, w której występuje opisana przez nią bohaterka. Nagroda to dwie książki: Bernard Cornwell "Pieśń łuków. Azincourt" oraz Marcel Pagnol "Czas tajemnic"
oraz Ejotek - ponieważ jej odpowiedź była bardzo przemyślana i inspirująca. W nagrodę otrzymuje: Marta Guzowska, Agnieszka Krawczyk, Adrianna Michalewska "Mordercze miasta" oraz Oliver Poetzsch "Córka kata".





Dziękuję wszystkim za udział w konkursie :-) Gratuluję zwyciężczyniom, a pozostałym życzę powodzenia następnym razem. Spodobało mi się urządzanie konkursów... ^^