Drive
USA, 2011, czas trwania: 1:40 h
Reżyseria: Nicolas Winding Refn
Scenariusz: Hossein Amini
Występują: Ryan Gosling, Carey Mulligan, Christina Hendricks, Ron Perlman
Na postawie powieści Jamesa Sallisa
Jak przyznałam się w jednym z wywiadów, moim ulubionym filmem jest Leon Zawodowiec. Dodam, że nie tylko ulubionym, ale też wyczekanym.
Kiedy byłam mała, moja dużo-starsza-siostra miała wypożyczalnię kaset wideo, która jawiła mi się jako przestrzeń rajska. To znaczy niektóre rzeczy były zabronione. Rozumiałam, dlaczego nie mogę oglądać pewnych filmów, natomiast tajemnicą pozostawało dla mnie, czemu zakaz obejmuje też Leona Zawodowca. „To nie jest film dla małych dziewczynek” powtarzała moja siostra, robiąc filmowi Luca Bessona reklamę na całe moje życie. Kiedy wreszcie mogłam sama decydować, co mi wolno, obejrzałam Leona z wypiekami na twarzy i zapartym tchem (wersję niereżyserską, zaznaczam; director’s cut w tym wypadku to moim zdaniem jakaś pomyłka).
Na Drive nie musiałam wcale czekać. Któregoś letniego wieczora zostałam po prostu usadzona przez parę moich przyjaciół przed ich wielkim, nowym telewizorem i uraczona sporą dawką min Ryana Goslinga. Chociaż niektórzy uważają, że w tym filmie prezentował tylko jedną minę, o taką:
Nie byłam nigdy fanką tego aktora i dalej nie jestem – więc można uznać, że moja opinia o Drive jest obiektywna.
No więc byłam zachwycona. W pierwszej chwili pomyślałam, że to taki nowy Leon Zawodowiec – film kultowy z rodzaju tkliwych i drapieżnych jednocześnie, taki, który niezaprzeczalnie służy rozrywce, ale jednak jakoś tak klei się do serca. Ale Drive jest mniej dziecinny niż Leon, lepiej dopracowany i nowocześniejszy (ale w dobrym tego słowa znaczeniu).
Drive to film bardzo ciemny i nie chodzi o to, że większość wydarzeń rozgrywa się w nocy albo w słabo oświetlonych pomieszczeniach, windach, garażach. Chociaż to też ma swoje znaczenie, oczywiście. Drive ma w sobie jakąś taką podskórną mroczność, którą widz się od razu zaraża – to pulsująca ciemność miasta, którą żarzące się neony tylko podkreślają. Jest to mrok ekscytujący, niebezpieczny, tajemniczy i groźny – tak jak główny bohater filmu.
Pozornie mamy tu do czynienia z bardzo prostą historią: gangsterskie porachunki, pościgi, napady, parę trupów. A na tle tego wszystkiego intrygująca opowieść o rodzącym się nieśmiało uczuciu. Na pewno część „kultowości” Drive opiera się właśnie na tym kontraście między mrocznym życiem miasta a zwyczajną codziennością. Życie męża Irene przypomina może słaby film sensacyjny (bo Standard żadnym bohaterem nie jest), ale ona na co dzień musi zrobić zakupy, zajmować się dzieckiem… Ta słoneczna prostota, bezpieczna zwyczajność przyciągają Kierowcę, który w pewnym momencie orientuje się, że tę enklawę normalności trzeba chronić. Ale czy właśnie on nadaje się na stróża spokoju i bezpieczeństwa rodzinnego ogniska?
W Drive niewiele się mówi, chociaż rozmawia się całkiem sporo – po prostu większość tych dialogów obywa się bez słów. Wymiany spojrzeń, nagłe zmiany atmosfery, przyśpieszający puls, wszystko to ma swój ciężar znaczeniowy i sprawia, że Drive aż iskrzy napięciem. Z drugiej strony kiedy wreszcie bohaterowie zdecydują się coś powiedzieć na głos, to choćby były to zupełnie zwyczajne słowa, natychmiast nabierają głębi. I to właśnie wypowiedzi bohaterów najlepiej ich określają – jest tak zarówno w przypadku Irene, Berniego, Blanche (w tej roli wspaniała Christina Hendricks), jak i Nino czy Standarda Gabriela, człowieka jednego żartu (nie swojego zresztą). Z tego co i w jaki sposób mówią, możemy się domyślić mgliście całej ich życiowej historii.
Drive to film bardzo subtelny, pełen niedopowiedzeń i urwanych słów, które giną gdzieś na obrzeżach okalającej cały filmowy świat ciemności – a jednocześnie bardzo brutalny. Ja miałam to szczęście, że przy oglądaniu mogłam liczyć na wskazówki w rodzaju: „A teraz lepiej zamknij oczy. I uszy może też zatkaj”, jednak ci, którym podczas seansu nie będzie dane towarzystwo osób znających już film, powinni się psychicznie przygotować na sporą dawkę przemocy. Przy tym nie chodzi tu raczej o ilość, ale o jakość. Te mocne sceny poruszają tym bardziej, że są skontrastowane z momentami poetyckiego wręcz spokoju, w których do głosu dochodzą subtelnie przedstawione uczucia i emocje.
Tym, co może w przypadku Drive wywoływać kontrowersje, jest wspomniana już kultowość tego filmu. Otóż wydaje się, że ten film powstawał już jako kultowy, czyli właściwie o tym, że będzie właśnie taki, zdecydowali nie widzowie, lecz twórcy. Na pewno nie jest to film „zrobiony pod publikę”, ale te wszystkie kurtki ze skorpionami, miny Goslinga, te pościgi i strzelaniny, cała ta mroczno-neonowa demonstracyjność każe się zastanowić, czy głębiny Drive nie są płytsze, niż się zdaje.
Moim zdaniem jest to celowy zabieg – widz powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czego tak naprawdę oczekuje od tego rodzaju produkcji i czy potrafi sam odróżnić kultowy autentyk od sprytnej podróbki.
Moim zdaniem jest to celowy zabieg – widz powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, czego tak naprawdę oczekuje od tego rodzaju produkcji i czy potrafi sam odróżnić kultowy autentyk od sprytnej podróbki.
Podobnie mieszane uczucia może wywoływać główny bohater. Jaki jest? Co kryje się za tym jego milczeniem – łagodność czy bezwzględność? Luc Besson mówił, że tworząc postać Leona, chciał pokazać osiłka o wielkim sercu i mózgu kurczątka. Czy podobnie jest w przypadku bohatera Drive? Znowu musimy odpowiedzieć sobie na to sami.
Poza wspaniałą obsadą kolejną zaletą filmu jest soundtrack. Uwaga – mocno uzależnia. Po kilkukrotnym przesłuchaniu go, nabrałam pewności, że podobał mi się nawet bardziej niż sam film. Nawet jeśli nie skusicie się na Drive, posłuchajcie. Potem już będziecie musieli to obejrzeć.
Real Hero, Electric Youth & College - posłuchaj na You Tube
Jeśli chodzi o zakończenie, dla mnie było całkowicie satysfakcjonujące. Zwykle nie przepadam za zakończeniami otwartymi, ale to naprawdę mnie przekonało. Ostatnie sceny Drive określiłabym jako bardzo prowokujące – są wyzwaniem zarówno dla naszego cynizmu, jak i naszej naiwności.
Tak, film niezły ale ścieżka dźwiękowa dużo lepsza. Electro rządzi Kuzynko!
OdpowiedzUsuń