Morze Niegościnne
Jakub Szamałek
Muza
Warszawa 2013
Zwykle
kiedy jakaś książka bardzo mi się spodoba, po następną z serii sięgam z lekkim
niepokojem i chociaż naprawdę nie mogę się jej doczekać, po zakupie odstawiam ją
na chwilę na półkę – bo martwię się, że okaże się słabsza niż pierwsza. W
przypadku Morza Niegościnnego nie
miałam takich problemów – byłam wręcz pewna, że Jakub Szamałek, zdobywca Nagrody Wielkiego Kalibru Czytelników 2012, nie tylko
utrzyma poziom swojego debiutu Gdy Atena
odwraca wzrok, ale też zaskoczy i oczaruje czytelników na nowo. I co? I
miałam rację!
Gdy Atena odwraca wzrok (na której cześć piałam w
recenzji dla ZwB) ma świetne, dramatyczne zakończenie. Jest tak dobre, że
właściwie myślałam, że to już naprawdę koniec i następna książka tego autora
będzie o czymś zupełnie innym i Leochares już nie powróci. Nie żebym źle
życzyła Lamii, wręcz przeciwnie, bardzo ją polubiłam, ale… Tymczasem sprytny i
zaskakujący zwrot akcji otworzył zupełnie nowy rozdział w historii Leocharesa i
jego bystrej małżonki. Witajcie… w Pantikapajonie! Z samego serca cywilizowanego świata przenosimy się do krainy dzikich Scytów i Taurów – dobre to miejsce dla tych, którym nie poszczęściło się w wielkim mieście... choć i tutaj zdarzają się nieszczęśliwe wypadki. A to barbarzyńcy sprowadzą statek na skały, a to komuś głowę urżną.
Kilka
lat po dramatycznych wydarzeniach w Atenach Leo, Lamia i ich synek Teodoros
wiodą spokojne życie w odległej greckiej osadzie. A raczej
wiedliby, gdyby nie męska duma byłego detektywa i Satyros. Jaki jest Leo, wiemy
– sam prosi się o kłopoty i nie umie trzymać głowy nisko. Takiego go lubię :-)
Natomiast Satyros… Obserwując poczynania archonta, zdałam sobie sprawę, jak
trudno jest zbudować naprawdę przekonujący, szczerze wredny czarny charakter.
Autorowi Morza Niegościnnego się to
bez wątpienia udało: Satyros jest tak przebiegły, że nie sposób go nie podziwiać,
a jednocześnie tak podły i okrutny, że nie może budzić niczyjej sympatii. A
przy tym autor nie dopuścił, aby ta świetna kreacja „ukradła” książkę, tak jak
Jocker oszwabił ostatniego Batmana, sprawiając, że na jego tle stał się średnio
charyzmatycznym mężczyzną ze śmieszną peleryną. Satyros ma solidną przeciwwagę
w postaci takich mocnych charakterów jak Kalligenes, Nana, Stratonike oraz –
oczywiście – Leochares i Lamia. Bardzo spodobał mi się też książę Hekatajos, który co
prawda pojawia się na krótko, ale robi odpowiednie wrażenie.
Autorowi
szczególnie zależało na tym, żeby odbrązowić i „odmarmurzyć” starożytnych
Greków, przedstawić ich jako zwykłych ludzi, którymi rządzą raczej namiętności
i ambicje niż umiłowanie Homera. W Morzu
Niegościnnym wypadło to bardzo przekonująco (zresztą w Atenie również) – postaci mówią przystępnym, współczesnym językiem,
dialogi toczą się bardzo żywo, nie brak też komizmu. Jednak ja tym razem
bardziej skupiłam się podczas lektury na podziwianiu kompozycji: Szamałek
bardzo wprawnie łączy ze sobą sceny sensacyjne i dramatyczne, z tymi
ukazującymi codzienne życie nad Morzem Czarnym w V wieku p.n.e. I trzeba
zaznaczyć, że te ostatnie wcale nie stanowią tylko tła dla opisanych wydarzeń:
przeżycia Lamii czy losy Nany są tak samo fascynujące, jak zagadka zabójstwa
posła z Teodozji.
Morze Niegościnne ma 300 stron: można to
przeczytać w jeden wieczór (bo wciąga), ale myślę, że warto powściągnąć
ciekawość i ponapawać się kulturowymi smaczkami (ja na przykład niby
wiedziałam, że kobiety w starożytnej Grecji nie miały lekko, ale dopiero
obserwując Lamię, naprawdę to sobie uświadomiłam…), dowcipnymi dialogami,
literackimi zabawami z mitologią i płynnym, wyrazistym stylem. Jedyne, co mi
trochę przeszkadzało, to nadmiar przypisów; wiem, że to był zabieg celowy –
autor na spotkaniu w krakowskim Café Szafé wyjaśnił, że wolał dodać więcej
wyjaśnień, żeby czytelnik w razie czego nie musiał zaglądać do Wikipedii – ale
mnie to nieco rozpraszało (bo nawet jak wiem, to i tak mi oko leci na dół
strony;-)).
Zakończenie
i tym razem jest wystrzałowe, chociaż ma zupełnie inny wydźwięk niż ostatnia
scena Kiedy Atena odwraca wzrok. Wiadomo
też, że będzie się można spodziewać opowieści o dalszych przygodach Leocharesa,
który teraz wyruszy do…
A nie
będę psuć Wam niespodzianki ;-)
Wyzwanie Czytamy polskie kryminały
Tytuł pierwszej kojarzę, bo pojawiały się i notki w gazetach, i recenzje na blogach. Z "kryminałów starożytnych" czytałam tylko "Jaskinię filozofów" Somozy, i ten klimacik mi się spodobał, i tak czytając powyższe widzę, że muszę się udać na łowy za "Ateną" :)
OdpowiedzUsuńEj no, znowu kusisz....
OdpowiedzUsuńTrochę zwariowane te powieści pana Jakuba, ale jak piszesz, 300 stron przelatuje się w mig, więc musi być dobrze. No i nazwisko przecie ;) z szacownej listy najdoskonalszych w pisaniu kryminałów.
OdpowiedzUsuńCzytałam Atenę i też myślałam, że to będzie koniec, a tu drugi wyszedł:)
OdpowiedzUsuń