wtorek, 6 września 2011

Pod Zawianym Kaczorem - Martha Grimes

Martha Grimes
Pod Zawianym Kaczorem
tłum. Anna Jarzębowska
W.A.B.
Warszawa 2010

Dzięki ostremu zapaleniu gardła kolejny tom Marthy Grimes został przeze mnie uroczyście pochłonięty.
Pod Zawianym Kaczorem to czwarta część cyklu o Richardzie Jurym – po przeczytaniu jej zdałam sobie sprawę, że nie ma co „skakać” po tomach: trzeba zacząć po Bożemu, od Huncwota, i potulnie posuwać się do przodu. Oczywiście każda część funkcjonuje osobno jako samodzielna zagadka, ale czytając byle jak, traci się spójność wątków innego rzędu, mianowicie historii Jury’ego i Planta. Na przykład w Kaczorze pojawiają się dwie młode damy, które nie są obojętne żadnemu z tych panów, ale co ich łączy i jak to się zaczęło? – o tym najwyraźniej można się dowiedzieć z tomu Pod Anodynowym Naszyjnikiem. Najwyraźniej będę Zmuszona go przeczytać. Oh oh;-))

Pod Zawianym Kaczorem to tom Szekspirowski – czy raczej: elżbietański. Richard Jury – niechętnie, bo niechętnie, ale jednak – podejmie się rozwiązania sprawy dość brutalnych morderstw dokonanych na amerykańskich turystkach napadniętych w Stratfordzie. Sprawca, osobnik o wyraźnie chirurgicznym zacięciu (brr! krwawo jest…), zostawia na ciałach swych ofiar kartki z wersetami wiersza. I – jak zauważa ponuro Jury – nie wiadomo, jak długi jest ten wiersz… Wydaje się, że pomiędzy zamordowanymi kobietami nie można znaleźć żadnego związku poza tym, że były uczestniczkami tej samej wycieczki. Zupełnie też nie pasuje do sprawy morderstw zaginięcie małego chłopca – również zwiedzającego rodzinne miasto Szekspira z amerykańską wycieczką. Śledztwo idzie bardzo opornie i Jury wydaje się pozbawiony entuzjazmu (zwłaszcza, że jego „ulubiony szef” krzywo patrzy na jego udział w dochodzeniu), ale jednak nie rezygnuje. Jak zwykle pomaga mu Melrose Plant, ale to nie jego wsparcie sprawia, że Jury się nie poddaje. No tak – oczywiście chodzi o jakąś spódniczkę. Ma na imię Penny – i czternaście lat.

Martha Grimes zapewniła Penny świetne wejście, umieszczając ją na tle dwóch pretensjonalnych i dość wulgarnych bab oraz przedstawiając bardzo ujmujący opis owej dziewczynki. Ja też, tak jak Jury, od razu polubiłam Penny – a jak wiemy, w kryminałach to dość niebezpieczne, bo może się okazać, że nasz ulubiony bohater będzie następną ofiarą albo okrutnym mordercą (nie wiadomo, co gorsze!). Tak czy inaczej – Richard Jury postanowił odszukać zaginionego brata Penny, a do tego konieczne było rozplątanie wszystkich wątków tej zagmatwanej sprawy…

Po lekturze Kaczora utwierdziłam się w mojej sympatii dla Marthy Grimes i słabości dla Jury’ego. Oczywiście, Plant też jest niczego sobie i to właściwie on jest typem idealnego detektywa-dziwaka, ale… No właśnie. Ładnie ujął to recenzent z New York Times Book Review: „Although Plant is man enough to face the implications of this sad story, it’s good to have Jury around at the end” (z recenzji tomu The Larmona Wink). Ha! Powiedziałabym, że Zawsze dobrze jest mieć przy sobie Jury’ego! Jego (zupełnie nie kobieca) wrażliwość oraz spowijająca go aura pełnego ciepłej rezygnacji smutku sprawia, że czytelniczki… ekhem, czytelnicy z ufnością obserwują wszystkie jego poczynania, pewni, że kto jak kto, ale Jury rozwiąże tę sprawę. A Melrose? Cóż, ma o wiele więcej wdzięku i być może jest nawet bardziej błyskotliwy, ale… Różnica jest taka, jak między rorokowym fotelem na giętych nóżkach a solidnym dębowym krzesłem. Za dużo złoceń. Jeśli mam wybierać, wolę bezpretensjonalny, budzący zaufanie ciemny dąb. Jedną z przyjemności, jaką daje lektura książek Marthy Grimes, jest to, że można sobie snuć takie niewinne rozważania i z ciężkim sercem, ale zdecydowanie odrzucać awanse Planta na korzyść Jury’ego. Niechaj nie zapomina, że jest tylko pomocnikiem. To cykl o Richardzie Jurym, jasne?;-))

Zanosi się na to, że przy każdej pochwalnej recenzji książki Grimes będę się czepiać jednej, wybranej rzeczy. Ostatnio były natrętne porównania. Tym razem nie spodobało mi się wtłaczanie do książki na siłę motywów Szekspirowskich. Długie przemowy Harvey’a Schoenberga szczerze mnie znudziły i chyba tylko wyjątkowo zaciekły pasjonat biografii Szekspira znalazłby w nich upodobanie. Ja wiem, że Stratford, że Królewski Teatr Szekspirowski itd., ale chyba można takie smaczki wprowadzać nieco bardziej subtelnie?

Tak więc następny w kolejce jest tom Pod Huncwotem. Jestem pewna, że znajdę tam jedną rzecz, która mnie zirytuje. Ale może będę się musiała postarać…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)