Pokazywanie postów oznaczonych etykietą William Nicholson. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą William Nicholson. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 czerwca 2011

Niewolni



William Nicholson
Niewolni
tłum. Milena Wójtowicz
Fabryka Słów
Lublin 2010


Jeśli jakaś książka naprawdę przypadła mi do gustu, zawsze sięgam z lękiem po następny tom. W przypadku Niewolnych – drugiej po Pieśniarzu wiatru części cyklu Ognisty wiatr – po raz kolejny spotkało mnie ze strony Williama Nicholsona bardzo miłe zaskoczenie. Już po kilkunastu stronach zorientowałam się, że nie czeka mnie rozczarowanie, ale wręcz przeciwnie: zupełnie nowa przygoda.

Przede wszystkim w drugim tomie zmienia się konstrukcja fabuły – nie mamy już do czynienia z wyprawą młodych bohaterów, lecz z wędrówką (wygnaniem) całego miasta. Wcześniej rodzina Hathów była odpowiedzialna za losy Aramanth niejako metaforycznie – teraz los całego ludu Manthan zależy od nich dosłownie. Wojownicy Hegemonii pojmali i zniewolili Aramanth – niewinni ludzie giną, a los reszty zależy od okrutnych reguł wyznaczonych przez najeźdźców. Manthanie w naturalny sposób zwracają się ku Hathom jako duchowym liderom miasta, oczekując od nich znalezienia drogi ucieczki. Szybko jednak okaże się, że niewola odciska na ludziach swoje piętno niemal natychmiast, a słów Iry Hath, prorokini, nikt nie chce słuchać…

Kompozycję książki organizują trzy przeplatające się wątki: zmagania Hathów z rzeczywistością życia w Hegemonii, podróż Kestrel u boku księżniczki Sisi oraz tajemnicze działania Pieśniarzy. Zmieniające się krajobrazy i przestrzenie dodają opowieści dynamiki, a przy tym akcja prowadzona jest tak, że każdy akapit czyta się z równym zainteresowaniem.  
Być może mistrzowstwo formy nie jest zwykle najważniejszym atutem powieści fantasy, ale ja nigdy nie mogłam się oprzeć dobrze opowiedzianej historii. A w przypadku Niewolnych zdecydowanie nie jest to jedyna zaleta tekstu…

Bohaterowie już znani przechodzą interesujące przemiany, a poza tym pojawiają się nowi: piękna i niemądra Sisi, próżny Zohon, ambitny i niebezpieczny Marius Ortiz, bezwzględny Pan oraz Pieśniarze. Każda z tych postaci kryje w sobie jakąś tajemnicę i niespodziankę. Zdecydowanie najbardziej fascynujący są Sisi i Marius: osobowości silne, a przy tym niejednoznaczne i nieprzewidywalne.
Nicholson i tym razem skompletował idealne dramatis personae – postaci zdolne obudzić pasję w praktycznej Kess i niepokój w wyciszonym, niejako „dostrojonym” do innych Bowmanie.

Zdecydowanie autorowi nie brakuje nowych pomysłów – stworzył świetnie wyważoną kompozycję, fascynujących bohaterów oraz niezapomniane sceny. Do tych ostatnich należy niewątpliwie spotkanie Kess z Sisi, popis Mumpo podczas manaksy oraz taniec Kestrel z Mariusem. Wśród tej mnogości wydarzeń czytelnik zaczyna w którymś momencie odkrywać subtelnie rozplanowane zależności. Możemy obserwować jak poszczególne elementy (również te znane z pierwszego tomu) zaczynają się ze sobą zazębiać i przeplatać, nabierając zupełnie nowych znaczeń.
Można powiedzieć, że czytanie książek Nicholsona jest jak tańczenie tantarazy z mistrzem – tancerka niemal od razu zdaje sobie sprawę, że jej partner doskonale wie, co robi, i może ufnie poddać się intuicyjnemu rytmowi tej muzycznej opowieści.

Chociaż Niewolni to książka napisana jasnym i lekkim stylem, nie brakuje w niej chwil bardzo ponurych. Opowieść o granicach między strachem i zniewoleniem, o tym, jak łatwo przemówić do tkwiących w nas mrocznych miejsc: dumy, okrucieństwa, chciwości, nie może być lekka. I nie powinna być. Na pewno zaś może być – i jest – prawdziwie fascynująca.



Okiem edytora: okładka autorstwa Dark Crayona, jak zwykle świetna (wydanie angielskiego oryginału wypada przy niej bardzo słabo...). Projekt składu przejrzysty, piękne ilustracje.

Okiem redaktora: naprawdę świetne tłumaczenie; trafiło się niestety kilka literówek (ale komu się nie zdarzają...).

czwartek, 16 czerwca 2011

Pieśniarz wiatru



William Nicholson
Pieśniarz wiatru
Fabryka Słów
Lublin 2010
Tłum. Milena Wójtowicz

Pierwsze, czym przyciągnęła mnie ta książka, była Dark Crayonowa okładka – zwykle skradam się do wszelkiej nowej fantastyki bardzo nieufnie, ale tym razem pomyślałam: z tą okładką to nie może być Aż Tak Złe… Nie zniechęciła mnie nawet zwodnicza informacja na froncie, iże mam w ręce „klasyczną historię w stylu Harry’ego Pottera” (jest tylko jeden Harry Potter – na szczęście:-> ). Tym niemniej nie wiedziałam, czego mam się po Pieśniarzu spodziewać. A i tak zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona.

Jeśli chodzi o niebezpieczne wyprawy, przygody i walkę z ciemiężcą, utarty schemat przewiduje, że w nieznane wyrusza samotny bohater, by z dala od ojczyzny, pod obcymi gwiazdami mocować się z losem. W domu zaś zostaje zapłakana matka-staruszka, oczekując, że wszystko się ułoży – oprawcy zostaną pokonani, księżniczki uwolnione, smoki zaszlachtowane, kraj wyzwolony. Tymczasem w książce Williama Nicholsona do walki staje cała rodzina Hathów. Dwoje najstarszych dzieci – Kestrel i Bowman – wyrusza co prawda w nieznane, ale ich matka, Ira Hath, nie należy do tych, które siadają na przypiecku i biadolą „Laboga!”, załamując ręce. Kilka razy zastanawiałam się nawet, jak to możliwe, że ktoś taki jak Ira, potomkini posępnego proroka, w takim mieście jak Aramanth nie wpadł w problemy o wiele wcześniej… Jej energiczna, gwałtowna natura wydaje się stworzona do buntu i Ira rozkwita – dosłownie – kolorami, wydając wojnę zniewolonym umysłom mieszkańców miasta. Także spokojny Hanno Hath i mała, niepokorna Pinpin, każde na swój sposób, dołącza do rodzinnej rebelii.

W Pieśniarzu wiatru ujęła mnie właśnie ta… rodzinność. Więzi łączące Hathów (najsilniejsze oczywiście między czytającymi sobie w myślach bliźniakami, Kess i Bo) zostały pokazane w sposób bardzo prosty i przez to chwytający za serce. „Kocham cię, mój ukochany bracie”. „Kocham Kess”. „Jesteś na mnie zły?” – „Nie. Kocham cię”. Wydaje mi się, że jeszcze nigdy w żadnej książce nie „usłyszałam” tego słowa tyle razy i to wypowiadanego w taki sposób – i za każdym razem brzmiało tak samo prawdziwie. Brzmiałoby tak, nawet gdyby powtarzali je po sto razy.

Bardzo podobał mi się także sposób przedstawienia bohaterów, bardzo daleki od idealizacji. Oczywiście, jeśli chce się stworzyć bohatera z krwi i kości, trzeba dołożyć mu kilka interesujących wad, które będą podtrzymywać zainteresowanie postacią, irytować i intrygować. Tymczasem wady Bo i Kess nie mają w sobie nic pociągającego. Bowman okazał się tchórzem. Kess bywała bezlitosna i nieżyczliwa. Po przeczytaniu tych fragmentów śmiałam się sama z siebie, bo niepiękne postępki bohaterów, których zdążyłam polubić, dotknęły mnie i przykro zaskoczyły – tak jak zaskakuje nagłe odkrycie, że nasi bliscy nie są idealni. Zapewne jest to ze strony autora rodzaj emocjonalnej manipulacji, ale manipulacji, powiedziałabym, uczciwej (tak jak Holly Golightly była uczciwą oszustką).

Podobnie uderzających fragmentów jest w tej książce wiele – zapamiętałam szczególnie jeden: kiedy Bo i Kess rozmawiają z ojcem o kłopotach, w które się właśnie wpakowali.

Bowman siedział obok, czekając, aż siostra się uspokoi. Nagle zadrżał i poczuł potrzebę przytulenia się do ojca. Przysunął się bliżej i oparł głowę o wełniany rękaw.
„Tata nam nie pomoże. Chciałby, ale nie jest w stanie”.
Ta myśl, prosta i jasna, po raz pierwszy przyszła mu do głowy. Powtórzył ją Kestrel.
„Tata nam nie pomoże”.
„Wiem” odpowiedziała. „Ale nas kocha”
s. 50

Hanno był najbardziej kochającym ojcem, jakiego można sobie wyobrazić – człowiekiem jednocześnie łagodnym i odważnym. Wychował swoje dzieci w taki sposób, że ufały mu bezgranicznie i wierzyły każdemu jego słowu. A przy tym potrafiły zrozumieć jego ograniczenia i pogodzić się z nimi. Ta sprzeczność, rodząca się gdzieś między zaufaniem i samodzielnością, nadzieją i odwagą, ma sobie coś bardzo przejmującego.

Mam też ogromną słabość do Mumpo i bardzo lubię te sceny, w których objawiają się jego zaskakujące talenty, zawstydzając szorstką Kess.
Tak, muszę przyznać, że niewiele jest w tej książce rzeczy, których nie lubię…


*

Pieśniarz wiatru to wspaniała, ożywcza lektura dla miłośników klasyki fantasy. Można odczytywać ją przez wiele „filtrów”, doszukując się w postaciach Morah, Zarów, starych dzieci lub w całej strukturze Aramanth rozmaitych znaczeń, jednakże niezależnie od liczby możliwych interpretacji, Pieśniarz wiatru pozostaje przede wszystkim świetnie napisaną historią. Nicholsonowi udało się – dzięki lekkości stylu i mistrzowskiemu wyczuciu dramatyzmu – stworzyć opowieść poruszającą, mądrą, a przy tym wolną od nachalnej „alegoryzacji”czy ukrytego moralizatorstwa. A takich książek nie spotyka się często.




Okiem edytora: piękne wydanie, wspaniała grafika, czytelny skład... Ideał:-)

Okiem redaktora: bardzo dobre tłumaczenie i opracowanie tekstu. Czyta się naprawdę bardzo przyjemnie. Ktoś tu ma świetne pióro!