niedziela, 18 listopada 2012

Ofiara Polikseny - Marta Guzowska


Marta Guzowska
Ofiara Polikseny
Warszawa 2012
WAB, Mroczna Seria

Ofiarą Polikseny zainteresowałam się od razu, gdy książka się ukazała – przede wszystkim ze względu na cudowną okładkę, która skradła moje kryminalne serce – jednak sporo czasu upłynęło, zanim ją przeczytałam, a jeszcze więcej nim udało mi się sformułować myśli i napisać ten tekst. Przed lekturą przejrzałam kilka recenzji tego debiutu i zorientowałam się, że to książka kontrowersyjna, niektórzy bardzo ją chwalili, inni zgłaszali zastrzeżenia. Najczęściej krytykowano kreację głównego bohatera, Maria Ybla, którego opisywano jako postać przerysowaną i zbyt dziwaczną. Postanowiłam, że nie dam się uprzedzić do książki o tak interesującej okładce i obiecującej notce, i duchowo przygotowałam się na tego Ybla, próbując „rozsądnie” nie zawyżać swoich oczekiwań.

Okazało się, że wcale nie było to konieczne. Mario to bardzo ciekawa postać – nie powiem, żebym go polubiła (bo lubić go raczej trudno, na tym polega jego urok), ale mnie zainteresował i przekonał do siebie. Rzeczywiście sposób, w jaki autorka naszkicowała swojego bohatera, jest nietuzinkowy, a kreska mocna i wyrazista, ale według mnie należy to zaliczyć do zalet tej książki. Mario, chociaż kryje w sobie wiele paradoksów, jest postacią bardzo spójną, z charakterem (paskudnym co prawda…), co przejawia się zarówno w jego działaniach, jak i sposobie wypowiadania się. Rzeczywiście jest dziwakiem, ale przecież takich bohaterów literackich lubimy najbardziej, prawda? Jest też kontrowersyjny – zarówno w przestrzeni tekstu, jak i w odczuciu czytelników. A to bardzo dobrze, bo przecież to wtedy, gdy ujawniają się sprzeczne opinie, zaczyna się prawdziwa dyskusja.  

Dużo bardziej jednak niż Mario spodobała mi się Pola Mor, inteligentna archeolożka o bardzo ciętym języku. Ciągle panuje moda na ostre, wredne bohaterki, ale najczęściej ten schemat jest realizowany bardzo nieprzekonująco – więcej się mówi o tym, jaka to ona jest złośliwa i ironiczna, a mniej się to pokazuje (może wcale nie tak prosto wymyślić dla swojej bohaterki odpowiednio ciętą ripostę?). Autorce Ofiary Polikseny udało się natomiast stworzyć uroczo wiedźmowatą bohaterkę w najlepszym stylu – Pola Mor jest dla mnie tak wiarygodna, że chociaż bardzo ją polubiłam, chyba wolałabym jej nie spotkać w prawdziwym życiu. Bezkompromisowa, apodyktyczna, pełna autentycznej pasji dla swojej pracy, obdarzona dość zjadliwym poczuciem humoru – wydaje się idealną partnerką dla Ybla... Chociaż przy takiej wybuchowej mieszance można się spodziewać albo że na wieki połączy ich wielka miłość, albo że się pozabijają.

Również pozostali bohaterowie prezentują się bardzo ciekawie i chociaż niewątpliwie Pola i Mario są gwiazdami tego kryminału, nie jest to teatr dwóch aktorów. Postaci drugoplanowych jest sporo, ale wszyscy zostali tak ciekawie opisani, że nie sądzę, aby nawet niecierpliwemu czytelnikowi ktoś miał się z kimś mylić.  

Nie będę pisać o fabule, bo wystarczająco dużo informacji znajduje się w notce (zamieszczam poniżej), a nie chcę psuć zabawy tym, którzy Ofiary Polikseny jeszcze nie czytali. A że przeczytać warto, nie ma wątpliwości. Autorka bardzo interesująco przedstawia pracę archeologów, udowadniając, że jest… nieinteresująca. To dość trudne zadanie, ale Marcie Guzowskiej znakomicie udało się z jednej strony obalić mit archeologa w stylu Indiany Jonesa, który na każdym kroku potyka się o czaszki i wielkie rubiny, a z drugiej pokazać prawdziwe oblicze tej żmudnej, nudnej i wyczerpującej pracy w taki sposób, że czyta się o tym z dużym zainteresowaniem i przyjemnością.

Kolejną zaletą było dla mnie umiejscowienie akcji w Turcji. Wycieczki do tego kraju są obecnie popularne, ale to wcale nie znaczy, że Polacy ten kraj dobrze znają – to znaczy, prawdziwą Turcję. Ja miałam okazję zobaczyć ją (a co tam, pochwalę się) nie tylko jako turystka, z zewnątrz, ale też jako „swoja”, mieszkając w mieście pozbawionym atrakcyjnych plaż i innych wakacyjnych wabików. Dlatego, czytając Ofiarę Polikseny, odczuwałam wielką błogość, prawie jakbym znów tam była (chociaż akurat okolic starożytnej Troi nie zwiedzałam). Marta Guzowska opisała miejsce akcji dość oszczędnie, nie epatując egzotyką i nie wykorzystując motywów zbyt oczywistych, co dało znakomity efekt połówki pomarańczy, która – jak wiemy – jest znacznie lepsza niż dwie pomarańcze.
Podsumowując: byłam zachwycona Polikseną i chcę jeszcze (niedługo ma się ukazać druga książka autorki).    

Notka wydawcy:
Upalny sierpień, trwają prace na stanowisku wykopaliskowym w Troi. Grupa archeologów dokonuje niecodziennego odkrycia: na domniemanym cmentarzysku achajskim leży obsypany złotymi blaszkami kobiecy szkielet, który doktor Pola Mor, ambitna archeolożka, identyfikuje jako szczątki mitycznej Polikseny, branki Achillesa. Radość ze wspaniałego znaleziska nie trwa jednak długo. Niebawem Mario Ybl, współpracujący z Polą antropolog fizyczny, cynik i pijak - prywatnie jej były narzeczony - natyka się na zwłoki ...koleżanki z ekipy badawczej. Grozy całej sytuacji dodaje fakt, iż kobieta ma poderżnięte gardło, a jej ciało zostało starannie ułożone na starożytnym ołtarzu. Naukowcy zachodzą w głowę: czy to możliwe, że ktoś złożył człowieka w ofierze, naśladując dawny rytuał? Jak się niebawem okaże, nie będzie to ostatni tajemniczy trup znaleziony w Troi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)