Marta Guzowska
Ofiara Polikseny
Warszawa 2012
WAB, Mroczna Seria
Ofiarą
Polikseny zainteresowałam się od razu, gdy książka się
ukazała – przede wszystkim ze względu na cudowną okładkę, która skradła moje
kryminalne serce – jednak sporo czasu upłynęło, zanim ją przeczytałam, a
jeszcze więcej nim udało mi się sformułować myśli i napisać ten tekst. Przed
lekturą przejrzałam kilka recenzji tego debiutu i zorientowałam się, że to
książka kontrowersyjna, niektórzy bardzo ją chwalili, inni zgłaszali
zastrzeżenia. Najczęściej krytykowano kreację głównego bohatera, Maria Ybla,
którego opisywano jako postać przerysowaną i zbyt dziwaczną. Postanowiłam, że
nie dam się uprzedzić do książki o tak interesującej okładce i obiecującej
notce, i duchowo przygotowałam się na tego Ybla, próbując „rozsądnie” nie
zawyżać swoich oczekiwań.
Okazało się, że wcale nie było to konieczne. Mario
to bardzo ciekawa postać – nie powiem, żebym go polubiła (bo lubić go raczej
trudno, na tym polega jego urok), ale mnie zainteresował i przekonał do siebie.
Rzeczywiście sposób, w jaki autorka naszkicowała swojego bohatera, jest
nietuzinkowy, a kreska mocna i wyrazista, ale według mnie należy to zaliczyć do
zalet tej książki. Mario, chociaż kryje w sobie wiele paradoksów, jest postacią
bardzo spójną, z charakterem (paskudnym co prawda…), co przejawia się zarówno w
jego działaniach, jak i sposobie wypowiadania się. Rzeczywiście jest dziwakiem,
ale przecież takich bohaterów literackich lubimy najbardziej, prawda? Jest też
kontrowersyjny – zarówno w przestrzeni tekstu, jak i w odczuciu czytelników. A
to bardzo dobrze, bo przecież to wtedy, gdy ujawniają się sprzeczne opinie,
zaczyna się prawdziwa dyskusja.
Dużo bardziej jednak niż Mario spodobała mi się Pola
Mor, inteligentna archeolożka o bardzo ciętym języku. Ciągle panuje moda na
ostre, wredne bohaterki, ale najczęściej ten schemat jest realizowany bardzo
nieprzekonująco – więcej się mówi o tym, jaka to ona jest złośliwa i ironiczna,
a mniej się to pokazuje (może wcale nie tak prosto wymyślić dla swojej
bohaterki odpowiednio ciętą ripostę?). Autorce Ofiary Polikseny udało się natomiast stworzyć uroczo wiedźmowatą
bohaterkę w najlepszym stylu – Pola Mor jest dla mnie tak wiarygodna, że
chociaż bardzo ją polubiłam, chyba wolałabym jej nie spotkać w prawdziwym życiu.
Bezkompromisowa, apodyktyczna, pełna autentycznej pasji dla swojej pracy,
obdarzona dość zjadliwym poczuciem humoru – wydaje się idealną partnerką dla
Ybla... Chociaż przy takiej wybuchowej mieszance można się spodziewać albo że
na wieki połączy ich wielka miłość, albo że się pozabijają.
Również pozostali bohaterowie prezentują się bardzo
ciekawie i chociaż niewątpliwie Pola i Mario są gwiazdami tego kryminału, nie
jest to teatr dwóch aktorów. Postaci drugoplanowych jest sporo, ale wszyscy zostali
tak ciekawie opisani, że nie sądzę, aby nawet niecierpliwemu czytelnikowi ktoś
miał się z kimś mylić.
Nie będę pisać o fabule, bo wystarczająco dużo
informacji znajduje się w notce (zamieszczam poniżej), a nie chcę psuć zabawy
tym, którzy Ofiary Polikseny jeszcze
nie czytali. A że przeczytać warto, nie ma wątpliwości. Autorka bardzo
interesująco przedstawia pracę archeologów, udowadniając, że jest…
nieinteresująca. To dość trudne zadanie, ale Marcie Guzowskiej znakomicie udało
się z jednej strony obalić mit archeologa w stylu Indiany Jonesa, który na
każdym kroku potyka się o czaszki i wielkie rubiny, a z drugiej pokazać
prawdziwe oblicze tej żmudnej, nudnej i wyczerpującej pracy w taki sposób, że czyta
się o tym z dużym zainteresowaniem i przyjemnością.
Kolejną zaletą było dla mnie umiejscowienie akcji w
Turcji. Wycieczki do tego kraju są obecnie popularne, ale to wcale nie znaczy,
że Polacy ten kraj dobrze znają – to znaczy, prawdziwą Turcję. Ja miałam okazję
zobaczyć ją (a co tam, pochwalę się) nie tylko jako turystka, z zewnątrz, ale
też jako „swoja”, mieszkając w mieście pozbawionym atrakcyjnych plaż i innych
wakacyjnych wabików. Dlatego, czytając Ofiarę
Polikseny, odczuwałam wielką błogość, prawie jakbym znów tam była (chociaż
akurat okolic starożytnej Troi nie zwiedzałam). Marta Guzowska opisała miejsce
akcji dość oszczędnie, nie epatując egzotyką i nie wykorzystując motywów zbyt
oczywistych, co dało znakomity efekt połówki pomarańczy, która – jak wiemy –
jest znacznie lepsza niż dwie pomarańcze.
Podsumowując: byłam zachwycona Polikseną i chcę jeszcze (niedługo ma się ukazać druga książka
autorki).
Notka wydawcy:
Upalny
sierpień, trwają prace na stanowisku wykopaliskowym w Troi. Grupa archeologów
dokonuje niecodziennego odkrycia: na domniemanym cmentarzysku achajskim leży
obsypany złotymi blaszkami kobiecy szkielet, który doktor Pola Mor, ambitna
archeolożka, identyfikuje jako szczątki mitycznej Polikseny, branki Achillesa.
Radość ze wspaniałego znaleziska nie trwa jednak długo. Niebawem Mario Ybl,
współpracujący z Polą antropolog fizyczny, cynik i pijak - prywatnie jej były
narzeczony - natyka się na zwłoki ...koleżanki z ekipy badawczej. Grozy całej
sytuacji dodaje fakt, iż kobieta ma poderżnięte gardło, a jej ciało zostało
starannie ułożone na starożytnym ołtarzu. Naukowcy zachodzą w głowę: czy to
możliwe, że ktoś złożył człowieka w ofierze, naśladując dawny rytuał? Jak się
niebawem okaże, nie będzie to ostatni tajemniczy trup znaleziony w Troi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)