czwartek, 30 maja 2013

Z nienaturalnych przyczyn - P.D. James

P.D. James
Z nienaturalnych przyczyn
tłum. Barbara Kopeć-Umiastowska
Wydawnictwo Buchmann
Warszawa 2012


Moje kolejne spotkanie z P.D. James okazało się bardzo udane i coraz bardziej doceniam jej wyrafinowanie prosty, niekiedy wręcz surowy styl, który łagodnieje, gdy narrację zabarwia poetycka wyobraźnia głównego bohatera. Z nienaturalnych przyczyn należy do krótszych książek z cyklu o Adamie Dalglieshu i potwierdza moją roboczą tezę, że w przypadku James te mniej obszerne tomy charakteryzują się lepszą kompozycją.

Tak jak w Zakryjcie jej twarz, nadinspektor Scotland Yardu wyjeżdża do małej wioski, jednak tym razem nie sprowadza go tam prowadzone śledztwo – udaje się do Monksmere w Suffolk, aby odwiedzić swoją ulubioną ciotkę Jane. Dalgliesh i ciepłe rodzinne uczucia? Brzmi trochę nieprawdopodobnie, prawda? Owa zażyłość między policjantem i starą panną pasjonującą się ornitologią ma źródło w podobieństwie ich charakterów – Jane Dalgliesh w niczym nie przypomina uroczej staruszki w typie panny Marple. Postać ciotki Adama wzbudziła moją sympatię i była moją najmocniejszą kandydatką na morderczynię (nie, nie zdradzę, czy miałam rację!) – i przez to zdałam sobie sprawę, że często, gdy podejrzewam któregoś z bohaterów, robię to z czystej sympatii i uznania dla jego inteligencji ;-)

Tak więc Dalgliesh wyjeżdża do pięknej nadmorskiej miejscowości, aby odpocząć po rozwiązaniu trudnej sprawy i zastanowić się nad swoim życiem: a konkretnie, czy warto je zmieniać, by ożenić się z ekscentryczną Deborah Riscoe. Oczywiście nic z tych planów nie wyjdzie – w Suffolk na Dalgliesha już czeka trup. Należy dodać, że to dość nietypowy nieboszczyk, który po śmierci spędza czas bardzo aktywnie: wybiera się na wycieczkę łódką. Muszę powiedzieć, że pierwsza scena książki, w której opisano właśnie żeglującego beztrosko trupa zrobiła na mnie takie wrażenie, że długo nie mogłam się zdecydować, aby czytać dalej – zmotywowało mnie dopiero wyzwanie Czytamy kryminały, bo akcja Z nienaturalnych przyczyn rozgrywa się właśnie w małej miejscowości.

Monksmere to bardzo ciekawa osada z rodzaju snobistycznych: mieszka tam kilku pisarzy i krytyk teatralny – ogółem bardzo barwne grono. Nigdy nie byłam w Suffolk, więc trudno mi stwierdzić, czy rzeczywiście jest to najpiękniejszy zakątek Anglii (w kilku innych znanych kryminałach wychwala się wszak plaże Devonu), ale opisy w książce James przekonująco oddawały jego dziki, nieco niebezpieczny urok – a raczej oddawałyby, gdyby były nieco bardziej urozmaicone. Niestety powtarzały się bez przerwy mało odkrywcze wzmianki o kontraście między spokojem solidnie zbudowanego, ciepłego domu a szaleństwem burzy i wichru na zewnątrz – tak natrętnie, że w końcu mnie to zirytowało. Być może jest to niedopatrzenie redakcyjne: te fragmenty są do siebie tak podobne, że całość tekstu na pewno skorzystałaby na wycięciu ich, tak żeby pozostał tylko jeden, który wtedy na pewno silniej działałby na wyobraźnię.

Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń do Z nienaturalnych przyczyn: James jak zwykle sprawnie buduje intrygę, wprowadza ciekawe, oryginalne postaci, starannie kreśli ich portrety psychologiczne i fachowo, bezlitośnie podpuszcza i zwodzi czytelnika. Największe wrażenie zrobiły na mnie obserwacje dotyczące kalekiej Sylvii Kedge oraz sposób, w jaki Dalgliesh dochodzi do rozwiązania zagadki morderstwa. Tak mi się podoba ten ostatni fragment, że zamieszczam go poniżej, zachęcając jednocześnie do sięgnięcia po kryminały P.D. James – bo naprawdę warto.

Dziesięć minut później Dalgliesh zaparkował w cieniu przydrożnego żywopłotu i ułożył się w samochodzie tak wygodnie, jak to tylko było możliwe dla kogoś o jego wzroście. […] Obudził go grzechot żwiru o maskę i wysokie zawodzenie wiatru. Zegarek wskazywał piętnaście po trzeciej. Zaczynała się wichura i nawet pod osłoną żywopłotu samochód lekko się kołysał. […] opierając się o drewniane ogrodzenie, stanął twarzą do wiatru, którego siła zaparła mu dech w piersiach, i spojrzał przed siebie na mroczne, płaskie pola. Czuł się jak wówczas, gdy jako mały chłopiec jeździł na samotne rowerowe wycieczki i wychodził z namiotu na nocne spacery. To była jedna z jego największych przyjemności, owo poczucie całkowitego osamotnienia, polegające nie tylko na tym, że nie miał towarzysza, ale i na tym, że nikt na całym świecie nie wiedział dokładnie, gdzie się znajduje – samotność nie tylko ciała, ale i ducha. Zamknąwszy oczy, czując w nozdrzach głęboki aromat mokrej trawy i ziemi, potrafił prawie wyobrazić sobie, że znów jest dzieckiem; zapach i noc, i radość były te same.
Pół godziny później znów ułożył się do snu. Ale zanim zapadł w pierwszą strefę nieświadomości, coś się stało. Rozmyślając sennie i bez napięcia o morderstwie Setona, nagle, niewytłumaczalnie, wpadł na pomysł, jak można było tego dokonać.
(str. 210–211) 


Nota wydawcy:
Długie spacery brzegiem morza, odpoczynek przy kominku z kubkiem gorącej herbaty – tak miał wyglądać zasłużony urlop Adama Dalliesha, błyskotliwego nadinspektora Scotland Yardu, który już od dawna cieszył się na myśl o wizycie u ciotki mieszkającej w spokojnej miejscowości w hrabstwie Suffolk. Dziwnym trafem dzień wcześniej miejscowa policja znajduje zwłoki autora kryminałów, pływające w łódce przy brzegu. Mają obcięte w przegubach dłonie. Wszyscy mieszkańcy są podejrzani...

Przeczytane w ramach wyzwania Czytamy kryminały etap maj/czerwiec

2 komentarze:

  1. Po przeczytaniu intrygującej recenzji (trafnie dobrany fragment książki) poczułam, że chcę wrócić do P.D. James i śledztw prowadzonych przez przystojnego nadinspektora o duszy poety. To świetnie napisane książki, kiedyś czytałam jedną po drugiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. W pierwszej chwili autorka skojarzyła mi się z Panią P.C. Cast piszącą troszkę inna literaturę i się przeraziłem :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)