Z nienaturalnych przyczyn
tłum. Barbara Kopeć-Umiastowska
Wydawnictwo Buchmann
Warszawa 2012
Moje
kolejne spotkanie z P.D. James okazało się bardzo udane i coraz bardziej
doceniam jej wyrafinowanie prosty, niekiedy wręcz surowy styl, który
łagodnieje, gdy narrację zabarwia poetycka wyobraźnia głównego bohatera. Z nienaturalnych przyczyn należy do
krótszych książek z cyklu o Adamie Dalglieshu i potwierdza moją roboczą tezę,
że w przypadku James te mniej obszerne tomy charakteryzują się lepszą
kompozycją.
Tak jak
w Zakryjcie jej twarz, nadinspektor Scotland Yardu wyjeżdża do małej wioski,
jednak tym razem nie sprowadza go tam prowadzone śledztwo – udaje się do Monksmere
w Suffolk, aby odwiedzić swoją ulubioną ciotkę Jane. Dalgliesh i ciepłe
rodzinne uczucia? Brzmi trochę nieprawdopodobnie, prawda? Owa zażyłość między
policjantem i starą panną pasjonującą się ornitologią ma źródło w podobieństwie
ich charakterów – Jane Dalgliesh w niczym nie przypomina uroczej staruszki w
typie panny Marple. Postać ciotki Adama wzbudziła moją sympatię i była moją
najmocniejszą kandydatką na morderczynię (nie, nie zdradzę, czy miałam rację!) –
i przez to zdałam sobie sprawę, że często, gdy podejrzewam któregoś z
bohaterów, robię to z czystej sympatii i uznania dla jego inteligencji ;-)
Tak więc
Dalgliesh wyjeżdża do pięknej nadmorskiej miejscowości, aby odpocząć po
rozwiązaniu trudnej sprawy i zastanowić się nad swoim życiem: a konkretnie, czy
warto je zmieniać, by ożenić się z ekscentryczną Deborah Riscoe. Oczywiście nic
z tych planów nie wyjdzie – w Suffolk na Dalgliesha już czeka trup. Należy
dodać, że to dość nietypowy nieboszczyk, który po śmierci spędza czas bardzo aktywnie:
wybiera się na wycieczkę łódką. Muszę powiedzieć, że pierwsza scena książki, w
której opisano właśnie żeglującego beztrosko trupa zrobiła na mnie takie
wrażenie, że długo nie mogłam się zdecydować, aby czytać dalej – zmotywowało mnie
dopiero wyzwanie Czytamy kryminały, bo akcja Z nienaturalnych przyczyn rozgrywa się właśnie w małej
miejscowości.
Monksmere
to bardzo ciekawa osada z rodzaju snobistycznych: mieszka tam kilku pisarzy i
krytyk teatralny – ogółem bardzo barwne grono. Nigdy nie byłam w Suffolk, więc
trudno mi stwierdzić, czy rzeczywiście jest to najpiękniejszy zakątek Anglii (w
kilku innych znanych kryminałach wychwala się wszak plaże Devonu), ale opisy w
książce James przekonująco oddawały jego dziki, nieco niebezpieczny urok – a raczej
oddawałyby, gdyby były nieco bardziej urozmaicone. Niestety powtarzały się bez
przerwy mało odkrywcze wzmianki o kontraście między spokojem solidnie
zbudowanego, ciepłego domu a szaleństwem burzy i wichru na zewnątrz – tak natrętnie,
że w końcu mnie to zirytowało. Być może jest to niedopatrzenie redakcyjne: te
fragmenty są do siebie tak podobne, że całość tekstu na pewno skorzystałaby na
wycięciu ich, tak żeby pozostał tylko jeden, który wtedy na pewno silniej
działałby na wyobraźnię.
Poza tym
nie mam żadnych zastrzeżeń do Z
nienaturalnych przyczyn: James jak zwykle sprawnie buduje intrygę,
wprowadza ciekawe, oryginalne postaci, starannie kreśli ich portrety psychologiczne
i fachowo, bezlitośnie podpuszcza i zwodzi czytelnika. Największe wrażenie
zrobiły na mnie obserwacje dotyczące kalekiej Sylvii Kedge oraz sposób, w jaki
Dalgliesh dochodzi do rozwiązania zagadki morderstwa. Tak mi się podoba ten
ostatni fragment, że zamieszczam go poniżej, zachęcając jednocześnie do
sięgnięcia po kryminały P.D. James – bo naprawdę warto.
Dziesięć
minut później Dalgliesh zaparkował w cieniu przydrożnego żywopłotu i ułożył się
w samochodzie tak wygodnie, jak to tylko było możliwe dla kogoś o jego
wzroście. […] Obudził go grzechot żwiru o maskę i wysokie zawodzenie wiatru.
Zegarek wskazywał piętnaście po trzeciej. Zaczynała się wichura i nawet pod
osłoną żywopłotu samochód lekko się kołysał. […] opierając się o drewniane
ogrodzenie, stanął twarzą do wiatru, którego siła zaparła mu dech w piersiach,
i spojrzał przed siebie na mroczne, płaskie pola. Czuł się jak wówczas, gdy
jako mały chłopiec jeździł na samotne rowerowe wycieczki i wychodził z namiotu
na nocne spacery. To była jedna z jego największych przyjemności, owo poczucie
całkowitego osamotnienia, polegające nie tylko na tym, że nie miał towarzysza,
ale i na tym, że nikt na całym świecie nie wiedział dokładnie, gdzie się
znajduje – samotność nie tylko ciała, ale i ducha. Zamknąwszy oczy, czując w
nozdrzach głęboki aromat mokrej trawy i ziemi, potrafił prawie wyobrazić sobie,
że znów jest dzieckiem; zapach i noc, i radość były te same.
Pół
godziny później znów ułożył się do snu. Ale zanim zapadł w pierwszą strefę
nieświadomości, coś się stało. Rozmyślając sennie i bez napięcia o morderstwie
Setona, nagle, niewytłumaczalnie, wpadł na pomysł, jak można było tego dokonać.
(str. 210–211)
Nota wydawcy:
Długie spacery brzegiem morza, odpoczynek przy kominku z kubkiem gorącej herbaty – tak miał wyglądać zasłużony urlop Adama Dalliesha, błyskotliwego nadinspektora Scotland Yardu, który już od dawna cieszył się na myśl o wizycie u ciotki mieszkającej w spokojnej miejscowości w hrabstwie Suffolk. Dziwnym trafem dzień wcześniej miejscowa policja znajduje zwłoki autora kryminałów, pływające w łódce przy brzegu. Mają obcięte w przegubach dłonie. Wszyscy mieszkańcy są podejrzani...
Przeczytane w ramach wyzwania Czytamy kryminały etap maj/czerwiec
Po przeczytaniu intrygującej recenzji (trafnie dobrany fragment książki) poczułam, że chcę wrócić do P.D. James i śledztw prowadzonych przez przystojnego nadinspektora o duszy poety. To świetnie napisane książki, kiedyś czytałam jedną po drugiej.
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili autorka skojarzyła mi się z Panią P.C. Cast piszącą troszkę inna literaturę i się przeraziłem :)
OdpowiedzUsuń