niedziela, 8 lipca 2012

Miedziana Wenus - Lindsey Davis


Miedziana Wenus
Lindsey Davis
tłum. Konrad Majchrzak
Rebis, Poznań 2009


W trzecim tomie przygód Marka Dydiusza Falkona, pechowego zawadiaki i bystrego detektywa, spotykamy naszego bohatera w miejscu dość niefortunnym – w więzieniu Lautumie, w towarzystwie ciekawskiego (i prawdopodobnie głodnego) szczura. Marek trafił tam dzięki uprzejmości nienawidzącego go szpiega pałacowego, Anakrytesa, i nie zapowiada się, żeby miał zbyt prędko opuścić to mało przytulne miejsce odosobnienia. Na szczęście na ratunek pośpieszy mu ukochana kobieta… czyli jego niezawodna matka. Druga niezawodna kobieta jego życia, Helena, nie wyprzedziła matki Marka tylko dlatego, że była zajęta opłacaniem jego czynszu… Trzeba powiedzieć, że Falko ma szczęście do kobiet – widać to było już w dwóch poprzednich tomach, w tym jednak pojawia się jeszcze więcej kobiet. I dobrze! Im więcej, tym lepiej!



Seweryna Zotyka, najbardziej intrygująca bohaterka Miedzianej Wenus, nikomu nie przynosi szczęścia.  Można powiedzieć, że to osoba niezwykle pechowa, z tym, że przynosi nieszczęście głównie mężczyznom, którzy dali się oczarować jej rudym lokom i uroczej piegowatej buzi. Krótko mówiąc – Seweryna jest zawodową panną młodą. Ledwie wyjdzie za mąż, a już nieszczęsny oblubieniec pada na atak serca, dławi się pigułką, tudzież kończy w żołądku czarnej pantery. No cóż – trzeba przyznać, że wyobraźni tej kobiecie nie brakuje. A teraz właśnie upatrzyła sobie nową zdobycz – bogatego wyzwoleńca Hortensjusza Nowusa. Na szczęście kochający domownicy Nowusa postanowili chronić swojego przyjaciela i wynajęli prywatnego detektywa, by uroczyście skompromitował lub skutecznie przekupił Sewerynę. Tak, to właśnie Marek Dydiusz Falko ma stanąć na drodze raźno biegnącej do ołtarza Zotyce. Sprawa wydaje się dość prosta, klienci są więcej niż wypłacalni, a Marek ma przecież wprawę w wykonywaniu podobnych zleceń. Problem w tym, że Seweryna to doświadczony, przebiegły gracz, który dodatkowo dysponuje potężną bronią: urokiem osobistym. A przecież wiemy, że Marek – chociaż dotąd bezwzględnie wierny Helenie – nie jest obojętny na wdzięki sprytnych kusicielek.  

Motyw czarnej wdowy jest stosunkowo mało oklepany w kryminałach i bardzo mnie ucieszyło, że autorka postanowiła zająć się tym tematem. Staram się być obiektywna i bezstronna, jeśli chodzi o „płeć” kryminału, ale tym razem muszę przyznać, że bardzo się cieszę, że Lindsey Davis jest kobietą i że to właśnie ona stworzyła Marka Dydiusza. Zdecydowanie ma dobrą rękę do postaci kobiecych – wszystkie portrety bohaterek są zawsze wspaniale dopracowane, z jednej strony dość głębokie psychologicznie, a z drugiej na szczęście wolne od babrania się w emocjach dla samej przyjemności niewczesnego psychologizowania. Mimo że akcja w kryminałach Davis toczy się naprawdę wartko i czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi, to jednak jest czas na smakowite opisy strojów i biżuterii – szczególnie ładnie wypadło to w przypadku ametystowej szaty Hortensji Atylii, starannie dobranych kolorystycznie ubrań Seweryny, a także (oczywiście!) Heleny Justyny i jej szpilek do włosów w kości słoniowej…  

Miedziana Wenus to kolejny doskonały kryminał, który utwierdził mnie w moich ciepłych uczuciach dla Falkona – i niechęci do papug (również tych feministycznie nastawionych). Następna w kolejce jest Żelazna ręka Marsa i już nie mogę się doczekać, kiedy ją dorwę, bo podobno tam wreszcie boski Tytus rusza smalić cholewki do Heleny Justyny. Nie mam wątpliwość, że ukochana Falkona umiałaby chłodno odrzucić awanse nawet samego cesarza, ale z drugiej strony… fajny ten Tytus;-)    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)