wtorek, 9 października 2012

Tajemnica Hog's Back - Freeman Wills Crofts



Freeman Wills Crofts
Tajemnica Hog’s Back
tłum. Jadwiga Olędzka
Iskry, seria Klub Srebrnego Klucza
Warszawa 1985

Bardzo wiele klasycznych powieści detektywistycznych zaczyna się od tego, że ktoś przypadkiem natyka się na trupa (najlepiej w jakimś malowniczym lub zaskakującym miejscu) i śledztwo staje się absolutnie konieczne, bo nie sposób przecież przejść obok nieboszczyka obojętnie. Tymczasem intryga w Tajemnicy Hog’s Back przez dłuższy czas opiera się na tym, że trupa nie ma. Nie wiadomo nawet, czy popełniono morderstwo. Doktor Earle zniknął, to prawda – w jednej chwili zażywny sześćdziesięciolatek siedział sobie w pantoflach i szlafroku, czytając gazetę, a w następnej jakby rozpłynął się w powietrzu. Wydaje się to bardzo tajemnicze, ale jeśli dodamy dwa do dwóch – czyli w tym wypadku nieudane małżeństwo doktora i to, że widziano go niedawno w towarzystwie niebrzydkiej kobiety w Londynie, podczas gdy on twierdził, że tego dnia wybrał się pograć w golfa – i oto mamy historię z lekka awanturniczą, ale właściwie dość banalną. Zajmujący się sprawą zniknięcia doktora inspektor French jest niemal pewny, że Earle postanowił rozpocząć życie na nowo, a kiedy okazuje się, że kobieta, z którą go widziano, również nagle zniknęła, to tylko utwierdza go w przekonaniu, że chodzi o aferę nie zbrodniczą, lecz miłosną. Lecz wkrótce z domu w Hog’s Back znika ktoś jeszcze…

Tajemnica Hog’s Back to kryminał tradycyjny, klasyka w starym stylu, ur-kryminał, kryminał wręcz neolityczny. Mamy tu przede wszystkim śledztwo, pięknie doprawdy przeprowadzone – hm, i tyle. Postaci zostały zarysowane ze spartańską wręcz prostotą, i dotyczy to zarówno domniemanych ofiar, podejrzanych, jak i samego policjanta-detektywa. Dostajemy w zasadzie tylko suche fakty i niestety żadnych smaczków. Czytając Hog’s Back, wyraźnie uświadomiłam sobie (lepiej późno niż wcale), że tak, owszem, w klasycznej powieści detektywistycznej intryga jest najważniejsza, ale jednak czytelnikowi przyjemniej prowadzi się śledztwo, jeśli może się opierać zarówno na faktach, jak i przesłankach psychologicznych. Tymczasem u Freemana Willsa Croftsa cała ta fascynująca warstwa rozważań na temat meandrów ludzkiej psychiki sprowadza się do stwierdzeń w rodzaju „raczej nie wyglądała na taką, co by to zrobiła”.

Nie odkrywam tutaj Ameryki – już współcześni Croftsa, również jego koledzy i koleżanki po piórze, napomykali, że jego książkom brakuje tej iskry, którą tak cenimy np. u Agathy Christie. Wszyscy podkreślali, jak to bardzo go szanują, ale byli w zasadzie zgodni, że niezły z niego nudziarz. Ja mam jednak do niego sentyment – kryminały Croftsa są surowe i pozbawione wszelkich stylowych fajerwerków, ale nie brak im pewnego naiwnego uroku. Coś czuję, że na razie kiepski ze mnie adwokat, ale spróbuję wyjaśnić, o co mi chodzi. Otóż Freeman Wills Crofts był z zawodu inżynierem. I, jak można przypuszczać, do konstruowania kryminalnej intrygi również pochodził po inżyniersku czyli przede wszystkim logicznie i praktycznie. W efekcie jego książki nie są może oszałamiająco barwne, ale za to naprawdę wspaniale przemyślane. Od Freemana Willsa Croftsa można się sporo nauczyć (szczególnie o zagadnieniu alibi) i warto z tego skorzystać, bo niewielu autorów tak pedantycznie i drobiazgowo opisuje przebieg śledztwa i tok myślowy detektywa. Wielu współczesnych kryminałopisarzy popada w skrajność przeciwną do tej, o którą można oskarżyć Croftsa – dają nam dużo smaczków i dodatków, ale jeśli poskrobać tę pozłotkę, okazuje się, że intryga mocno kuleje. Dlatego lektura Tajemnicy Hog’s Back jest naprawdę odświeżająca, a tym, którzy w kryminałach szukają przede wszystkim wyzwań intelektualnym, może się spodobać bardziej niż to, co proponują inni autorzy ze Złotego Wieku.            

2 komentarze:

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)