wtorek, 25 czerwca 2013

Morze Niegościnne - Jakub Szamałek, czyli znowu jest świetnie!


Morze Niegościnne
Jakub Szamałek
Muza
Warszawa 2013

Zwykle kiedy jakaś książka bardzo mi się spodoba, po następną z serii sięgam z lekkim niepokojem i chociaż naprawdę nie mogę się jej doczekać, po zakupie odstawiam ją na chwilę na półkę – bo martwię się, że okaże się słabsza niż pierwsza. W przypadku Morza Niegościnnego nie miałam takich problemów – byłam wręcz pewna, że Jakub Szamałek, zdobywca Nagrody Wielkiego Kalibru Czytelników 2012, nie tylko utrzyma poziom swojego debiutu Gdy Atena odwraca wzrok, ale też zaskoczy i oczaruje czytelników na nowo. I co? I miałam rację!

Gdy Atena odwraca wzrok (na której cześć piałam w recenzji dla ZwB) ma świetne, dramatyczne zakończenie. Jest tak dobre, że właściwie myślałam, że to już naprawdę koniec i następna książka tego autora będzie o czymś zupełnie innym i Leochares już nie powróci. Nie żebym źle życzyła Lamii, wręcz przeciwnie, bardzo ją polubiłam, ale… Tymczasem sprytny i zaskakujący zwrot akcji otworzył zupełnie nowy rozdział w historii Leocharesa i jego bystrej małżonki. Witajcie… w Pantikapajonie! Z samego serca cywilizowanego świata przenosimy się do krainy dzikich Scytów i Taurów  dobre to miejsce dla tych, którym nie poszczęściło się w wielkim mieście... choć i tutaj zdarzają się nieszczęśliwe wypadki. A to barbarzyńcy sprowadzą statek na skały, a to komuś głowę urżną.  

Kilka lat po dramatycznych wydarzeniach w Atenach Leo, Lamia i ich synek Teodoros wiodą spokojne życie w odległej greckiej osadzie. A raczej wiedliby, gdyby nie męska duma byłego detektywa i Satyros. Jaki jest Leo, wiemy – sam prosi się o kłopoty i nie umie trzymać głowy nisko. Takiego go lubię :-) Natomiast Satyros… Obserwując poczynania archonta, zdałam sobie sprawę, jak trudno jest zbudować naprawdę przekonujący, szczerze wredny czarny charakter. Autorowi Morza Niegościnnego się to bez wątpienia udało: Satyros jest tak przebiegły, że nie sposób go nie podziwiać, a jednocześnie tak podły i okrutny, że nie może budzić niczyjej sympatii. A przy tym autor nie dopuścił, aby ta świetna kreacja „ukradła” książkę, tak jak Jocker oszwabił ostatniego Batmana, sprawiając, że na jego tle stał się średnio charyzmatycznym mężczyzną ze śmieszną peleryną. Satyros ma solidną przeciwwagę w postaci takich mocnych charakterów jak Kalligenes, Nana, Stratonike oraz – oczywiście – Leochares i Lamia. Bardzo spodobał mi się też książę Hekatajos, który co prawda pojawia się na krótko, ale robi odpowiednie wrażenie.

Autorowi szczególnie zależało na tym, żeby odbrązowić i „odmarmurzyć” starożytnych Greków, przedstawić ich jako zwykłych ludzi, którymi rządzą raczej namiętności i ambicje niż umiłowanie Homera. W Morzu Niegościnnym wypadło to bardzo przekonująco (zresztą w Atenie również) – postaci mówią przystępnym, współczesnym językiem, dialogi toczą się bardzo żywo, nie brak też komizmu. Jednak ja tym razem bardziej skupiłam się podczas lektury na podziwianiu kompozycji: Szamałek bardzo wprawnie łączy ze sobą sceny sensacyjne i dramatyczne, z tymi ukazującymi codzienne życie nad Morzem Czarnym w V wieku p.n.e. I trzeba zaznaczyć, że te ostatnie wcale nie stanowią tylko tła dla opisanych wydarzeń: przeżycia Lamii czy losy Nany są tak samo fascynujące, jak zagadka zabójstwa posła z Teodozji.

Morze Niegościnne ma 300 stron: można to przeczytać w jeden wieczór (bo wciąga), ale myślę, że warto powściągnąć ciekawość i ponapawać się kulturowymi smaczkami (ja na przykład niby wiedziałam, że kobiety w starożytnej Grecji nie miały lekko, ale dopiero obserwując Lamię, naprawdę to sobie uświadomiłam…), dowcipnymi dialogami, literackimi zabawami z mitologią i płynnym, wyrazistym stylem. Jedyne, co mi trochę przeszkadzało, to nadmiar przypisów; wiem, że to był zabieg celowy – autor na spotkaniu w krakowskim Café Szafé wyjaśnił, że wolał dodać więcej wyjaśnień, żeby czytelnik w razie czego nie musiał zaglądać do Wikipedii – ale mnie to nieco rozpraszało (bo nawet jak wiem, to i tak mi oko leci na dół strony;-)).

Zakończenie i tym razem jest wystrzałowe, chociaż ma zupełnie inny wydźwięk niż ostatnia scena Kiedy Atena odwraca wzrok. Wiadomo też, że będzie się można spodziewać opowieści o dalszych przygodach Leocharesa, który teraz wyruszy do…


A nie będę psuć Wam niespodzianki ;-)

4 komentarze:

  1. Tytuł pierwszej kojarzę, bo pojawiały się i notki w gazetach, i recenzje na blogach. Z "kryminałów starożytnych" czytałam tylko "Jaskinię filozofów" Somozy, i ten klimacik mi się spodobał, i tak czytając powyższe widzę, że muszę się udać na łowy za "Ateną" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę zwariowane te powieści pana Jakuba, ale jak piszesz, 300 stron przelatuje się w mig, więc musi być dobrze. No i nazwisko przecie ;) z szacownej listy najdoskonalszych w pisaniu kryminałów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam Atenę i też myślałam, że to będzie koniec, a tu drugi wyszedł:)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)