P.D. James
Ułomna ręka sprawiedliwości
tłum. Barbara Cendrowska
Warszawa 2012
Buchmann
Stworzyłam
kiedyś roboczą teorię, że najlepsze kryminały P.D. James to te najkrótsze
(Zakryjcie jej twarz, Z nienaturalnych przyczyn), natomiast te dłuższe wypadają
zwykle słabo. Jednak po lekturze Czarnej
Wieży, Zmysłu zabijania i Ułomnej ręki sprawiedliwości muszę
stwierdzić, że jednak nie ma tu żadnej wyraźnej reguły – ta ostatnia książka,
zdecydowanie najobszerniejsza z nich, okazała się najlepsza i najbardziej
wciągająca.
Atrakcyjna
i odnosząca sukcesy pani mecenas, Venetia Aldridge, radczyni JKM, zostaje
znaleziona w swoim gabinecie martwa i prześmiewczo przystrojona w tradycyjną
perukę. Jednak zanim to się wydarzy, mamy okazję zaobserwować Venetię w
działaniu, poznać jej charakter, motywy postępowania i poglądy. Wydaje mi się,
że kryminały, w których ofiara zostaje najpierw „przedstawiona” czytelnikowi, czyta się ze szczególnym zaangażowaniem, jako
że często kluczem do rozwiązania zagadki morderstwa jest osobowość zmarłego,
którą w takich powieściach kryminalnych może poznawać bezpośrednio, a nie
poprzez opowieści świadków.
W Ułomnej ręce sprawiedliwości prezentacja
ofiary wypadła bardzo dynamicznie, ponieważ widzimy Venetię w sytuacji
ogromnego napięcia emocjonalnego – jej jedyna córka Oktawia postanawia się
zaręczyć z niejakim Garrym Ashe’em, osobnikiem wielce podejrzanym, którego
Venetia dopiero co wybroniła z zarzutów o zamordowanie ciotki. Ta sprawa
przyniosła jej wiele satysfakcji (bo Venetia lubiła wygrywać), a jeśli
pozostawiła po sobie drgnienie niepokoju (wina Ashe’a była – przynajmniej dla
jego obrończyni – oczywista), to na pewno rozmyłoby się wkrótce, gdyby nie to,
że Oktawia postanowiła się związać właśnie z nim… na złość matce. Venetia
odebrała to jako jednoznaczny atak na siebie, ale o ile motywy Oktawii (z którą
nigdy nie miała dobrego kontaktu) były dla niej jasne, o tyle nie umiała
dociec, czego chce od niej Garry Ashe… Jakby przeczuwając, że jej czas się
kończy, Venetia zaczyna desperacko szukać pomocy – nie, to brzmi, jakby
załamywała ręce i prosiła – lepiej: Venetia zaczyna wymuszać na innych pomoc w
sprawie Ashe’a, prezentując przy tym dość nieprzyjemne cechy charakteru, ale
zanim zdąży coś przedsięwziąć, ginie. W tym momencie wiemy już, że Venetia
Aldrige miała talent do robienia sobie wrogów i znamy grono osób, które
szczególnie źle jej życzyły.
Ułomna ręka sprawiedliwości ma naprawdę niesamowity, mroczny
klimat, budowany przede wszystkim poprzez postać Ashe’a: odpychającą,
tajemniczą i nieprzewidywalną. Atmosferę niepokoju i zagrożenia podkreślają
również wspomnienia Venetii z młodości, które koncentrują się wokół okrutnego
ojca i dawnego nauczyciela. Zdecydowanie zderzenie tych dwóch postaci: Ashe’a i
Venetii, było świetnym pomysłem, ale tej dynamiki wystarczyło tylko do połowy
książki. Potem zrobiło się dość nudno i nawet dramatyczne zakończenie i wyskakujące
nieoczekiwanie nowe postaci (Michael Cole na przykład) nie zdołały zatrzeć tego
wrażenia. Mimo wszystko Ułomna ręka
sprawiedliwości jest niezłym kryminałem, bardzo ciekawie przedstawiającym
środowisko prawników, a psychologiczne obserwacje P.D. James jak zwykle zachwycają
wnikliwością i narracyjnym wyczuciem. Na pewno wrócę do tej książki – przede
wszystkim ze względu na mroczną, duszną atmosferę początkowych rozdziałów,
przywodzącą na myśli Psychozę i inne
Hitchcockowskie smaczki.
Lubię kryminały i chętnie przeczytam tę książkę :) Dodaję i zapraszam do mnie. Bardzo tu klimatycznie :)
OdpowiedzUsuń