poniedziałek, 4 listopada 2013

Ułomna ręka sprawiedliwości - P.D. James

P.D. James
Ułomna ręka sprawiedliwości
tłum. Barbara Cendrowska
Warszawa 2012
Buchmann

Stworzyłam kiedyś roboczą teorię, że najlepsze kryminały P.D. James to te najkrótsze (Zakryjcie jej twarz, Z nienaturalnych przyczyn), natomiast te dłuższe wypadają zwykle słabo. Jednak po lekturze Czarnej Wieży, Zmysłu zabijania i Ułomnej ręki sprawiedliwości muszę stwierdzić, że jednak nie ma tu żadnej wyraźnej reguły – ta ostatnia książka, zdecydowanie najobszerniejsza z nich, okazała się najlepsza i najbardziej wciągająca.

Atrakcyjna i odnosząca sukcesy pani mecenas, Venetia Aldridge, radczyni JKM, zostaje znaleziona w swoim gabinecie martwa i prześmiewczo przystrojona w tradycyjną perukę. Jednak zanim to się wydarzy, mamy okazję zaobserwować Venetię w działaniu, poznać jej charakter, motywy postępowania i poglądy. Wydaje mi się, że kryminały, w których ofiara zostaje najpierw „przedstawiona” czytelnikowi,  czyta się ze szczególnym zaangażowaniem, jako że często kluczem do rozwiązania zagadki morderstwa jest osobowość zmarłego, którą w takich powieściach kryminalnych może poznawać bezpośrednio, a nie poprzez opowieści świadków.

W Ułomnej ręce sprawiedliwości prezentacja ofiary wypadła bardzo dynamicznie, ponieważ widzimy Venetię w sytuacji ogromnego napięcia emocjonalnego – jej jedyna córka Oktawia postanawia się zaręczyć z niejakim Garrym Ashe’em, osobnikiem wielce podejrzanym, którego Venetia dopiero co wybroniła z zarzutów o zamordowanie ciotki. Ta sprawa przyniosła jej wiele satysfakcji (bo Venetia lubiła wygrywać), a jeśli pozostawiła po sobie drgnienie niepokoju (wina Ashe’a była – przynajmniej dla jego obrończyni – oczywista), to na pewno rozmyłoby się wkrótce, gdyby nie to, że Oktawia postanowiła się związać właśnie z nim… na złość matce. Venetia odebrała to jako jednoznaczny atak na siebie, ale o ile motywy Oktawii (z którą nigdy nie miała dobrego kontaktu) były dla niej jasne, o tyle nie umiała dociec, czego chce od niej Garry Ashe… Jakby przeczuwając, że jej czas się kończy, Venetia zaczyna desperacko szukać pomocy – nie, to brzmi, jakby załamywała ręce i prosiła – lepiej: Venetia zaczyna wymuszać na innych pomoc w sprawie Ashe’a, prezentując przy tym dość nieprzyjemne cechy charakteru, ale zanim zdąży coś przedsięwziąć, ginie. W tym momencie wiemy już, że Venetia Aldrige miała talent do robienia sobie wrogów i znamy grono osób, które szczególnie źle jej życzyły.   


Ułomna ręka sprawiedliwości ma naprawdę niesamowity, mroczny klimat, budowany przede wszystkim poprzez postać Ashe’a: odpychającą, tajemniczą i nieprzewidywalną. Atmosferę niepokoju i zagrożenia podkreślają również wspomnienia Venetii z młodości, które koncentrują się wokół okrutnego ojca i dawnego nauczyciela. Zdecydowanie zderzenie tych dwóch postaci: Ashe’a i Venetii, było świetnym pomysłem, ale tej dynamiki wystarczyło tylko do połowy książki. Potem zrobiło się dość nudno i nawet dramatyczne zakończenie i wyskakujące nieoczekiwanie nowe postaci (Michael Cole na przykład) nie zdołały zatrzeć tego wrażenia. Mimo wszystko Ułomna ręka sprawiedliwości jest niezłym kryminałem, bardzo ciekawie przedstawiającym środowisko prawników, a psychologiczne obserwacje P.D. James jak zwykle zachwycają wnikliwością i narracyjnym wyczuciem. Na pewno wrócę do tej książki – przede wszystkim ze względu na mroczną, duszną atmosferę początkowych rozdziałów, przywodzącą na myśli Psychozę i inne Hitchcockowskie smaczki. 

1 komentarz:

  1. Lubię kryminały i chętnie przeczytam tę książkę :) Dodaję i zapraszam do mnie. Bardzo tu klimatycznie :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli wpiszesz jakiś komentarz :-)