Lis Wiehl, April Henry
Ręka fatum
tłum. Anna Bańkowska
Prószyński i S-ka
Warszawa 2011
Zawsze przerażało mnie oglądanie – na filmach albo w książce, oczyma wyobraźni – jak ludzie powoli umierają. Nie chodzi mi tu oczywiście o odchodzących pogodnie staruszków, otoczonych na łożu śmierci przez wianuszek pogodzonych z losem wnuków. Mam na myśli ludzi, którym mordercy zgotowali powolną, ale niechybną śmierć. Ludzi którzy wiedzą, że umierają, ale nie mogą nic zrobić, bo umierania nie da się powstrzymać tak jak siarczystego kichnięcia. Właśnie w taki sposób ginie Jim Fate, słynny gospodarz radiowego programu „Ręka Fatum” – w zamkniętym szczelnie pomieszczeniu do nagrań otwiera zaadresowaną do niego przesyłkę pocztową, uwalniając trujący gaz. Podejrzewając, że to sarin, mężczyzna postanawia nie uciekać z pomieszczenia, gdyż wie, że mógłby wtedy narazić życie wszystkich osób w budynku. Wstrzymując oddech, czeka na ratowników. Do końca pozostaje z nim tylko jego najbliższa współpracowniczka, Victoria, stojąc po drugiej stronie dźwiękoszczelnej szyby. I chociaż wiadomo, że Jim musi umrzeć, że umrze, bo to zagadkę jego śmierci będą rozwiązywać trzy przyjaciółki, do końca łudzimy się – do ostatniej chwili mamy nadzieję, tak jak i sam Jim. To wrażenie dziwnej bezsilności i przerażenia grozą śmierci utrzymuje się w kryminale do ostatniej niemal strony, chociaż Jim Fate już dawno wystygł. To się nazywa mocny początek…
Do lektury Ręki fatum zachęciła mnie okładka (tak, jestem łasa na efektowną grafikę!) oraz lektura opisanej powyżej początkowej sceny. Gdyby nie te czynniki, być może nie zdecydowałabym się sięgnąć po książkę Lis Wiehl i April Henry, ponieważ pomysł z trzema przyjaciółkami, które tradycyjnie spotykają się w ulubionej knajpie wydaje mi się dość mocno wyeksploatowany. Lektura tego intrygującego thrillera przekonała mnie, że… czasem jednak się mylę;-) Wbrew moim obawom trzy przyjaciółki: prokurator Allison Pierce, agentka FBI Nicole Hedges i dziennikarka Cassidy Shaw, nie tworzą łzawej grupy wzajemnego wsparcia i nie chodzą razem do toalety, żeby potrzymać sobie drzwi. Każda z nich interesuje się postępami śledztwa z innych powodów i działa w inny sposób – chociaż wszystkie trzy chcą, by prawda wyszła na jaw, chwilami może się wydawać, że rywalizują ze sobą w walce o informacje, a ich interesy bywają sprzeczne…
Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z tej lektury – akcja trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony… przy czym trzeba dodać, że te emocje wywołuje nie tylko sprawa morderstwa Jima Fate’a. Nicole, Cassidy i Allison mają na tyle interesujące życie osobiste, że chwilami można zapomnieć, że chodzi tu przede wszystkim o złapanie mordercy.
Jedyne, czego żałuję, to że rozpoczęłam od drugiej części cyklu – niestety w tekście pojawiają się informacje, które uczynią lekturę Oblicza zdrady nieco mniej emocjonującą dla takich niepoprawnych czytelniczych bałaganiar jak ja. Ale myślę, że i tak się skuszę…