Dziś w Krakowie w Klubie Pieprz i Wanilia na Gołębiej odbyło się spotkanie z autorem Pana Lodowego Ogrodu (pogoda jest jak najbardziej na temat, mój samochód przez trzy dni zamienił się w małą górę lodową i dzisiaj musiałam się poddać i przyznać, że tak, jednak potrzebuję pomocy i nie, zamierzanie się z siekierą na własny pojazd to nie jest dobry pomysł) i postanowiłam zamieścić krótką relację z tego miłego (czwartek, mała sobota!) wydarzenia.
W Pieprzu i Wanilii nigdy dotąd nie byłam - trochę trudno mi się połapać w tym ciągle zmieniającym się odcinku ulicy Gołębiej, odkąd już nie studiuję (a właściwie odkąd zamknęli Migrenę i zostałam pozbawiona dostępu do absolutnie niebiańskiego ciasta czekoladowego!) - ale to nowe miejsce całkiem mi się spodobało. Najlepsze wrażenie robiło zaangażowanie pracowników w organizację spotkania - nie wypadło to superprofesjonalnie, ale sympatycznie i zabawnie.
Początek spotkania zdominował niezamierzony komizm (wynikający znów - z młodzieńczego entuzjazmu prowadzącego), ale potem było już tylko lepiej i lepiej - oczywiście dzięki sile osobowości Jarosława Grzędowicza. Nigdy dotąd nie widziałam go na żywo, a teraz mogę osobiście zaręczyć, że to naprawdę fajny pan ^^ Powiedziałabym: no nonsence guy, a że właśnie piję dobry cydr, wspaniałomyślnie wybaczam sobie niemożność znalezienia polskiego odpowiednika. Większość zadawanych przez publiczność pytań, na które cierpliwie odpowiadał autor (a było ich naprawdę dużo) była sensowna, ale oczywiście nie wszystkie - a pan Grzędowicz potrafił niezwykle subtelnie i grzecznie dawać do zrozumienia, że oto odpowiada na jedno z tych głupszych.
Było dużo śmiechu, oklasków, trochę spoilerów (ja przeczytałam dopiero pierwszy tom / recenzja wkrótce / więc byłam szczególnie narażona i kilka razy zatykałam uszy) i perełek w rodzaju: "A czy nie przechowuje pan w szufladzie jakichś niewykorzystanych fragmentów PLO, z których jednak zdecydował się pan zrezygnować w ostatecznej wersji?" - "A wygląda na to?" ^^
Spotkanie trwało dwie godziny i dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy - na przykład to, że PLO ciągle jest nazywany tetralogią... błędnie! - bo to by oznaczało, że mamy do czynienia z kilkoma powieściami, a to jest, proszę państwa, przecież jedna powieść. Tylko długa.
Po spotkaniu w Pieprzu i Wanilii można było zamówić drinki ze specjalnie przygotowanego na tę okazję menu - pomysł wydawał się świetny, ale niestety pod intrygującymi, nawiązującymi do książki nazwami (m.in. "Drętwa woda", "Cyfral", "Ambria", "Żmijowe Gardło") kryły się rzeczy tak zwyczajne i niefantastyczne, że aż mi się odechciało. Ale - zaznaczam - pomysł był zacny i naprawdę fajnie, że prowadzący i pracownicy Pieprzu i Wanilii przeżywali razem z nami to spotkanie. "Warto było jechać, mili i sympatyczni chłopcy" - przypomina mi się cytat z nieśmiertelnej polskiej komedii, ale wyjątkowo używam go bez ironii.
Poniżej kilka zdjęć, jakość paskudna, bo nie opanowałam pożyczonego aparatu :-/ To w centrum rozmazane na niebiesko to Grzędowicz ;-)
Ludzie, przychodźcie na spotkania autorskie, bo to fajna sprawa!
(Cydr przeze mnie przemawia, niech mi ktoś odbierze laptopa...;-))
Etykiety
A teraz coś z zupełnie innej beczki
(19)
Alan Bradley
(1)
Alfred Bendelin
(18)
Anthony Berkeley
(1)
April Henry i Lis Wiehl
(1)
Baza recenzji Syndykatu ZwB
(30)
Denise Mina
(1)
Diana Wynne Jones
(1)
Dla dzieci i młodzieży
(11)
Dorothy L. Sayers
(1)
ENG
(2)
fantastyka
(2)
Fantastyka plus
(5)
film
(1)
Freeman Wills Crofts
(1)
Haruki Murakami
(1)
Ian Fleming
(1)
Jakub Szamałek
(1)
James Bond
(1)
Jarosław Grzędowicz
(2)
Johan Theorin
(1)
Jonathan Barnes
(1)
Katarzyna Kwiatkowska
(1)
konkurs
(7)
Kryminał
(10)
Kryminał klasyka
(9)
Kryminał plus
(12)
Kryminał retro
(3)
Książka jest kobietą
(3)
Lindsey Davis
(2)
M.C. Beaton
(2)
M.P. Kozlowsky
(1)
Marcel Pagnol
(1)
Marcin Wroński
(2)
Margery Allingham
(1)
Marissa Meyer
(2)
Marta Guzowska
(1)
Martha Grimes
(6)
Maureen Jennings
(1)
Mroczna seria
(11)
Nagaru Tanigawa
(1)
Olga Gromyko
(1)
Oliver Poetzsch
(1)
P.D. James
(4)
Paweł Pollak
(1)
Perełki
(17)
PLO
(2)
Rafał Kosik
(1)
Rex Stout
(1)
Robert van Gulik
(2)
Romans z anime
(2)
Rupert
(1)
Sasza Hady
(18)
science fiction
(3)
sensacyjne klasyka
(1)
Spotkania autorskie
(4)
Stephen Baxter
(1)
Terry Pratchett
(2)
Thriller/Kryminał
(5)
Trup z Nottingham
(1)
William Nicholson
(2)
Wolf Erlbruch
(2)
Wywiad
(2)
wyzwania
(5)
Zapowiedzi
(2)
Złoty Wiek
(5)
Zygmunt Miłoszewski
(2)
czwartek, 24 stycznia 2013
środa, 2 stycznia 2013
Help the Poor Struggler - Martha Grimes (6. tom o R. Jurym)
Martha Grimes
Help the Poor Struggler
Headline Book Publishing
London 1989
Help the Poor Struggler
Headline Book Publishing
London 1989
Od wydania piątego tomu o Richardzie Jurym (Zajazd Jerozolima) minęło już trochę czasu i w końcu – nie doczekawszy się –
postanowiłam przeczytać szóstą część w oryginale. Nie będę próbowała przekładać
tytułu, bo pewnie, z braku w języku polskim odpowiedniego rzeczownika osobowego
od „mozolić się”, wyszłoby mi coś w rodzaju „Pomóż nieszczęsnemu nieborakowi”, a na pewno
można to zrobić jakoś ładniej (any ideas?).
Zawsze najbardziej lubię w książkach początki i
przykładam dużą wagę do tego, czy są przemyślane i chwytliwe – a szczególnie ważne
wydaje mi się to w kryminałach. Najlepiej oczywiście, żeby zaczęło się od
interesujących zwłok lub sceny morderstwa. W Help the Poor Struggler mamy naprawdę mocne wejście i aż cztery
trupy: kobiety i trójki dzieci. A obiecuje się i piątego („…czy zdążą rozwiązać
zagadkę na czas, by ocalić kolejną niewinną ofiarę?” pyta natarczywie notka na
tylnej okładce). Zdecydowanie największe wrażenie robi opis znalezienia ciała
Rose Mulvanney – aż mnie ciarki przeszły, mniam!
To pierwszy duży
plus Help the Poor Struggler. Drugim
jest ciekawy chwyt wprowadzenia nowych (i bardzo ważnych) bohaterów w środku
książki, kiedy wydaje się, że już wszystkie role są obsadzone. Bardzo lubię
takie kompozycyjne zagrania – to tak jakby ktoś niespodziewanie wyjął z
szuflady schowaną tam czekoladkę.
Jeśli już o bohaterach mowa, to i tym razem Martha
Grimes wspaniale sobie poradziła z wykreowaniem starannie dobranego grona ciekawych
postaci. Na pierwszy plan zdecydowanie wybija się despotyczny policjant Brian
Macalvie. Na jego przykładzie po raz kolejny potwierdza się teza, że urokowi
Richarda Jury’ego nikt się nie oprze – nawet twardogłowy (w poniekąd pozytywnym
znaczeniu) glina o niezawodnym instynkcie i niewyparzonej gębie. Współpraca z
Macalviem okazuje się zaskakująco udana – cała trójka (Macalvie, Jury i
oczywiście Melrose Plant) dogaduje się doskonale. Wydawałoby się, że dzięki
połączeniu ich atutów sprawa zostanie błyskawicznie rozwiązana, ale w pewnym
momencie wszystko jakby staje w miejscu: nie pojawiają się nowe poszlaki,
tropy, pomysły. Panowie siedzą w pubie Help the Poor Struggler i słuchają
apatycznie starych przebojów Elvisa sączących się z szafy grającej. I nic. I
nic. Ale to cisza przed burzą.
Drugą niezapomnianą bohaterką Help the Poor Struggler jest Lady Jessica, młoda dama fascynująca
się motoryzacją. I mariażami – a dokładniej sposobami zapobiegania im. Jak
Brian Macalvie wprowadza klimaty amerykańsko-presleyowskie, tudzież
sentymentalne irlandzkie piosenki (zdumiewające, jak często ci twardzi faceci
kryją w sercach jakąś romantyczną tajemnicę!), tak dzięki Jess do książki
wkraczają mniej lub bardziej subtelne aluzje do Dziwnych losów Jane Eyre i Rebeki
oraz upiornie drogie samochody. To dosyć nietypowa mieszanka, ale w Help the Poor Struggler sprawdza się
znakomicie.
Jeśli miałabym wskazać minusy szóstego tomu, to
przyczepiłabym się do rozwiązania zagadki, które wydawało mi się nieco naciągane.
Fabuła obejmuje dwadzieścia lat, tymczasem wszystko rozstrzyga się w jedną noc,
kiedy wszystkie postaci dramatu nie wiadomo czemu znajdują się nagle na
właściwych miejscach we właściwym czasie. Co więcej, policjanci siedzący w
barze doznają olśnienia dokładnie w momencie, kiedy pięć mil dalej morderca
trzyma nóż na gardle kolejnej ofiary. Może trochę zbyt surowo to oceniam, ale
brawurowy początek i pięknie splatające się wątki czterech różnych morderstw
pozwalały liczyć na wspaniały finał… Z drugiej strony muszę przyznać, że
niedociągnięcia logiczne wcale nie popsuły mi przyjemności z lektury. Niesamowity
klimat, który Marcie Grimes udało się wyczarować (tym razem tłem były ponure
krajobrazy Dartmoor. To tam, gdzie hasał pies Baskerville’ów!) i świetnie
zarysowane postaci bohaterów sprawiają, że nie ma sensu czepiać się drobiazgów.
P.S. Jeśli ktoś się pokusi o lekturę oryginału, radzę poszukać innego wydania - czytało się okropnie, jeszcze nigdy nie widziałam tak obrzydliwie rozmazanego druku :-/
Subskrybuj:
Posty (Atom)