Klub Bellona
tłum. Małgorzata Jodczyk Dudanowicz
Wydawnictwo Petra
Warszawa 1993
Postanowiłam wreszcie nadrobić zaległości w lekturze i zapoznać się bliżej z książkami Dorothy L. Sayers. Oczekiwałam czegoś naprawdę wyjątkowego po tak znanej i cenionej autorce – i zapewne właśnie dlatego na początku byłam nieco rozczarowana. Styl wydał mi się dość niejaki, bohaterowie – w tym również lord Peter Whimsey – nieciekawi, tło ledwo zarysowane… Jednak po pewnym czasie odkryłam, że ta książka jakoś dziwnie lepi mi się do rąk i trudno ją odłożyć. Mimo wszystko – byłam zaciekawiona. Trzeba przyznać, że Dorothy L. Sayers potrafi interesująco prowadzić akcję, a tworzone przez nią zagadki odznaczają się prawdziwie klasyczną strukturą. Wydaje mi się, że autorka skupia się właśnie przede wszystkim na akcji i logicznym rozplanowaniu fabuły i stąd inne elementy bywają traktowane nieco po macoszemu. Wielbiciele pisarstwa Marthy Grimes czy Alana Bradleya (ja na przykład;-)) mogą uznać taki styl za dość spartański – żadnych słodkich bułeczek, żadnych opisów sennych angielskich wiosek, żadnych sympatycznych dziwaków i żadnych rowerów. Od czasu do czasu wspomniane są zalety rozmaitych trunków, ale nie pobudziły szczególnie mojej wyobraźni. Oczywiście to wszystko nie musi być koniecznie uznane za wady – ci, dla których w kryminale najważniejsza jest zagadka, a „dodatki” traktują jako opcjonalne i często zbędne, na pewno będą się dobrze bawić przy tej lekturze. Zresztą, ja sama nie narzekam:-) Bardzo możliwe też, że moje początkowe odczucia i obiekcje wynikały z jakości tekstu – o ile tłumaczenie samo w sobie nie jest złe, o tyle po drodze musiało mu się przydarzyć coś strasznego… Znaki interpunkcyjne zachowują się, jakby same były po kilku głębszych, a większość pytajników najwyraźniej dyskretnie opuściła przyjęcie; pojawiło się za to sporo nieproszonych literówek i błędów ortograficznych. Oczywiście nikt nie jest doskonały, ale niestety w którymś momencie te usterki zaczynają rozpraszać uwagę czytelnika…
Tak czy inaczej – być może będę mogła oddać sprawiedliwość autorce po lekturze kolejnej jej książki w oryginale. Tak będzie bezpieczniej.
Klub Bellona to kryminał z jednej strony bardzo klasyczny, a z drugiej nietypowy, bo przez dość długi czas wydaje się, że wcale nie mamy do czynienia z morderstwem. Co prawda jest dwóch nieboszczyków, ale nie ma ofiary. Początkowo lord Peter zostaje poproszony o ustalenie jedynie godziny śmierci generała Fentimana, nobliwego weterana i stałego bywalca tytułowego klubu Bellona. W rocznicę zawieszenia broni zostaje on znaleziony martwy w swym klubowym fotelu; dość kłopotliwą okolicznością zdarzenia jest fakt, że klub był pełen ludzi i przez dłuższy czas nikt nie zauważył, że drzemka generała ma charakter… hm, ostateczny. W wyniku zawiłości prawnych ustalenie dokładnego czasu śmierci Fentimana jest niezwykle ważne, gdyż fakt ten zadecyduje o sposobie podzielenia ogromnego spadku. Oczywiście wszyscy spadkobiercy są zainteresowani tą sprawą, ale każdy życzyłby sobie innej odpowiedzi na pytanie, o której dokładnie godzinie staruszek wyzionął ducha. Czy któreś z nich będzie gotowe posunąć się do oszustwa lub przestępstwa, by „dopomóc” nieco śledztwu Whimseya? Czy dziewięćdziesięcioletni generał naprawdę umarł z przyczyn naturalnych? Czy zginie ktoś jeszcze? Tak, nie i tak;-)