Pod Huncwotem
Warszawa 2008
WAB, Mroczna Seria
tłum. Agnieszka Andrzejewska
Moja gospodyni, jak pani się miewa?
Co z czystą Cicely, gdzie Prue się podziewa?
Gdzież jest ta wdowa, co mieszkała na dole?
Gdzie chłopiec stajenny, co śpiewał w stodole?
Ach, sir, niech ja umrę lub niech pójdę siedzieć,
Jeśli wiem, na które z pytań najpierw odpowiedzieć.
Od kiedyś wyjechał, wszystko się zmieniło:
Prue dobrym ludziom dziecię podrzuciła,
Stajenny dawno wisi, za mąż wyszła wdowa,
Cicely z sakwą gościa uciekła bez słowa.
Zwykle czytamy motto przydane książce przez autora dość nieuważnie i zapominamy o nim już na następnej stronie, kiedy zaczynamy czytać właściwą treść. Mnie się tym razem ten chwalebny wyczyn nie udał i te dwie zwrotki autorstwa Matthew Priora (bardzo ciekawa postać, swoją drogą) ciągle chodziły mi po głowie podczas lektury pierwszego tomu z serii o Richardzie Jurym, tak jakby ktoś wygrywał ten rytm na cymbałkach. Na pewno wśród rozmaitych rozgałęzień nauk o literaturze znajdzie się jakaś mottologia;-) (albo może wśród kłączy językoznawstwa – w końcu problemem pseudonimów przybieranych przez pisarzy zajmuje się onomastyka) i według mnie motto Pod Huncwotem należałoby skrupulatnie przebadać pod kątem idealnej przystawalności do treści książki.
Naprawdę trudno uwierzyć, że pierwszy tom serii o Jurym jest debiutem Marthy Grimes – postaci, klimat i intryga są tu już dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. To tutaj po raz pierwszy spotykamy Melrose’a Planta i jego nieznośną cioteczkę Agathę, wiecznie pociągającego nosem Wigginsa, Vivian Rivington – i oczywiście Richarda Jury’ego. Dowiemy się też sporo o angielskich pubach i ich specyficznym nazewnictwie – co w kontekście tytułów kolejnych tomów z tej serii jest dosyć ważne, a przede wszystkim naprawdę ciekawe.
Bardzo podoba mi się, że Martha Grimes od samego początku nie żałuje sobie trupów i spektakularnych morderstw: najpierw tajemniczy morderca zostawia ciało pierwszej ofiary z głową w beczce piwa w piwnicy pubu „Pod Huncwotem”, potem zawiesza drugiego trupa na belce przy szyldzie pubu „Pod Jackiem i Młotem”, a następnie udaje się do pubu „Pod Łabędziem”… A to jeszcze nie wszystko – możemy się spodziewać prawdziwego wysypu interesujących trupów. Zwykle nie jestem aż tak krwiożercza, ale tym razem ten urodzaj wydawał mi się uzasadniony.
Jak to w książkach Marthy Grimes bywa, kolejne postaci są wprowadzane na rozmaite sposoby – o niektórych możemy sobie dość szybko wyrobić zdanie (co nie znaczy, że będziemy mieć rację, oczywiście), zaś inni przez dłuższy czas pozostają jakby niedookreśleni i na koniec możemy spodziewać się niespodzianek. Najbardziej tajemnicza jest na pewno Vivian Rivington – jej motywacje, wybory i cele wydają się nie do końca znane nawet jej samej. Oczywiście solidarnie z Jurym od razu poczułam do niej sympatię, nie zważając na konsekwencje takich słabości do danej postaci.
Już w pierwszym tomie serii pojawia się stale występujący motyw dzieci – tym razem mamy ich aż dwójkę, w tym jedno pozostaje do końca bezimienne. Bardzo mi się podoba ten znak firmowy Marthy Grimes, a to, że Jury lubi dzieci i umie się z nimi dogadać, jeszcze bardziej mnie utwierdza w życzliwości dla niego.
Jedynym mankamentem Huncwota (tak na marginesie, strasznie mi się podoba przekład tytułu oryginalnego: The Man with a Load of Mischief!) jest to, że można się domyślić, kto zabił. Nie mówię, że domyśli się każdy czytelnik i to już po pierwszych kliku rozdziałach, ale ogólnie da się to zrobić. Na pewno warto spróbować! :-)
A ja się już od jakiegoś czasu zasadzam na serię o inspektorze Jury, pięć pierwszych tomów nabyłam, pewnie niedługo sięgnę, skoro tyle dobrego o nim...
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto! Mnie już tylko "Zajazd Jerozolima" został - czekam na odpowiedni dzień, żeby go połknąć za jednym zamachem... :-)Na wszelki wypadek kupiłam sobie następne trzy tomy w oryginale, bo pewnie będzie mi mało;-)
Usuń